poniedziałek, 17 czerwca 2013

Steins;Gate

- A Nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki otrzymuje Szalony Naukowiec Kyouma Hououin, który za pomocą domowej mikrofalówki i telefonu komórkowego odbył pierwszą podróż do przeszłości. Serdecznie gratulujemy!


 Do Steins;Gate podchodziłam niczym pies do jeża. Swego czasu czytałam o tym anime wiele pochlebnych opinii ale jakoś nigdy  nie zostałam przekonana na tyle aby usiąść przed monitorem komputera i poświęcić serii niemal 10 godzin swojego jakże cennego czasu. W sumie to sama nie wiem czemu tak się działo ponieważ na ogół każdy chce obejrzeć coś co jest powszechnie uważane za „dobre”. (No, chyba, że ma się ochotę na odmóżdżacza.) Czas wakacji jest to dla mnie sezon na nocne maratony anime w towarzystwie przyjaciółki. Na kolejne z naszych spotkań postanowiłyśmy wybrać właśnie Steins;Gate. Prawda jest taka, że do samego końca nie czułam się przekonana, jednak już po jednym epku zdałam sobie sprawę, że mam do czynienia z tym „dobrym” anime. Powiedzmy sobie szczerze, po trzech pierwszych odcinkach  nie rozumiałam nic. Żelowe banany? Widziałam, że przyjaciółka wątpi. Po chwili oddechu odpaliłyśmy następny odcinek i tak zaczęła się nasza dziesięciogodzinna zabawa pełna śmiechu, emocji i okrzyków zachwytów.
Motyw podróży w czasie, walki o zmianę losu zostały wykorzystywane w wielu seriach anime. Można tu wskazać min. Clannad, Madoka Magika, czy mega popularny Higurashi no Naku Koro ni. Do głowy przychodzi mi jeszcze nie tak dawno oglądana Amnesia, ale z racji wątpliwej jakości tego tytułu pozwolę sobie nie stawiać go obok powyższych. Mamy więc motyw zarówno popularny jak i ciekawy. Linie czasowe, alternatywne światy, jeśli ktoś mi powie, że nigdy nie zainteresował się podobnymi tematami ani nie pomyślał  nigdy „co by było jeśli”, po prostu nie uwierzę, bądź uznam za wyjątkowo szczęśliwego, pozbawionego trosk, w czepku urodzonego itp. Temat ma potencjał ponieważ nie tylko zmusza do refleksji, dodaje za każdym razem coś nowego do gatunku science-fiction ale także dotyka odwiecznej zagadki, napisania recepty na podróże w czasie.



W Steins;Gate recepta jest nietypowa. Zapomnijcie o wielkich ,maszynach, kapsułach przemierzających czasoprzestrzenie (takowa co prawda się pojawia lecz nie ma większego związku z główną linią fabularną.), od teraz wiem, że do podróży w czasie wystarczy parę eksperymentów na bananach, mikrofalówka i telefon komórkowy. Mimo że jest to chyba jedyny element serii który nie wydaje się do końca przekonujący całość dalej pozostaje bez zarzutu. Jak przystało na serię której głównym wątkiem są podróże w czasie, problem został wystarczająco rozwinięty, ukazany bez dziur, wszystko składa się w logiczną całość i co jeszcze ważne, choć nie jest to przecież anime nastawione na akcje, nie jeden pseudo shounen chciałby pochwalić się taką akcją jaką prezentuje Steins;Gate. Przeczytałam kiedyś, że przy niektórych akcjach można wstawać z kanapy. Wstawałam. Wracając jednak do konwencji. Bardzo spodobał mi się pomysł wysyłania wiadomości e-mailowych w przeszłość. Nie ma tu wehikułu który został stworzony w tajemniczy sposób, a podróże obejmują zarówno dzień wczorajszy jak i erę paleozoiku. Bohaterowie zostali skutecznie ograniczeni przez swój wynalazek co przyprawia historię o wiele ciekawych smaczków.



Właśnie, bohaterowie. Steins;Gate na pewno nie byłoby tym samym gdyby nie miało swoich wspaniałych bohaterów. Pokochałam wszystkich, a to zdarza się… nigdy. Kiedy patrzyłam na zdjęcia naukowca w białym kitlu byłam pewna, że spotkam człowieka niezwykle inteligentnego, rozważnego, dążącego do samodoskonalenia własnego umysłu. Ba, byłam pewna, że cała seria będzie mega poważna. Jakże więc wielkie było moje zdziwienie gdy główny bohater Okabe Rintorou, Okarin lub jak kto woli Maddo Saientisto Hououin Kyouma okazał się totalnym odlotem i czubkiem. Śmiech szalonego naukowca TM,  mania prześladowcza, wymyślanie cudacznych historii na poczekaniu, rozmawianie przez wyłączony telefon, to tylko niektóre z jego dziwactw za które z dobrego serca można by go wysłać na leczenie psychiatryczne. Okarin pragnie uznania jako naukowiec choć naukowcem bynajmniej nie jest. W domowych warunkach konstruuje masę różnych wynalazków w nadziei, że któryś z nich okaże się wielkim odkryciem. Pod skorupą dziwaka Okarin skrywa swoją bardziej „normalną” stronę. Potrafi wziąć odpowiedzialność za swoje czyny i wiele razy pokaże, że dla przyjaciół jest w stanie zrobić naprawdę dużo. Gość jest niesamowity (podobnie jak jego angielski), roztacza wokół siebie  przesympatyczną aurę i nie pozwala widzom na ani chwilę nudy. Dorzućmy do tego jeszcze Miyano Mamoru który mimo, że zagrał trochę inaczej niż ma w zwyczaju, wypadł jak zawsze, czyli znakomicie. Rola pomocnika przy procesie szalonej twórczości Okarina przypadła otyłemu, zboczonemu otaku który odpowiada w ekipie za wszelkie sprawy natury technicznej.
I to by było na tyle jeśli chodzi o ważniejsze postacie męskie, seria raczy Nas bowiem aż sześcioma bohaterkami. Każda z nich odgrywa większą bądź mniejszą rolę i nie trudno się domyśleć, że z każdą z pań Okarin dostanie swoje pięć minut. Na pierwszy rzut oka jawi się tu schemat typowy dla haremu ale nic z tych rzeczy. Widziałam trochę haremów w których historię dziewczyn były najzwyczajniej w świecie nudne, problemy błahe bądź tworzone na wyrost. Idealnym przykładem takich głupot jest dla mnie nudny jak flaki z olejem Kanon gdzie problemy tych biednych dziewczątek powinny zostać opisane w jakimś poradniku dla spaczonych psychicznie. God, why I watched this shit? Ekhem, ogólnie seria nie bała zła, no ale… Szczególny prym w Steins;Gate wiodą dwie bohaterki. Pierwsza z nich to nastoletnia geniuszka, autorka wielu prac naukowych Makise Kurisu. Tsundere jest z niej raczej marna i nie rozumiem czemu niektórzy przypisują do niej tę kategorię. Druga, to słodka i wcale nie taka głupiutka jakby mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka Shiina Mayuri. Bliska przyjaciółka z dzieciństwa Okarina. Czasami można zapomnieć ile naprawdę ma lat, poza tym jej „Tututum” mogłabym sobie śmiało ustawić jako dźwięk sms-a (zrobione!). O reszcie bohaterek faktycznie ciężko jest coś powiedzieć nie zdradzając przy tym fabuły. Pozostała czwórka białogłów to urocza, lubiąca dodawać po każdym zdaniu końcówkę –nyan Feyris, tajemnicza Kiryuu Moeka, energiczna Amane Suzuha oraz mająca dość nietypowy problem Urushibara Ruka. 



Od strony technicznej anime prezentuje się bardzo dobrze. Kreska jak najbardziej trafiła w mój gust podobnie z resztą jak jasne, niemal rażące bladością miasto. Bardzo przyjemna tonacja kolorów i uwzględnienie dość sporo szczegółów. Wizualnie był to dla mnie seans naprawdęwysokiej klasy. Inaczej sprawy się mają jeśli chodzi o muzykę. Za każdym razem kiedy sobie o niej przypomniałam z lekkim zawodem stwierdzałam, że jej nie ma, czy też prawie nie ma. Czy w takim razie można uznać to za wadę serii? W tym wypadku nie, gdyż rolę muzyki przejęły dobrze wpasowane odgłosy otoczenia. Twórcy najwidoczniej wpompowali cały swój muzyczny potencjał w opening i ending i chwała im za to. Piosenka „Hacking to the Gate” idealnie współgra z obrazem w którym przewijają się najróżniejsze motywy związane z czasem, a także ukazuje krótko najważniejsze postacie. Natomiast ending „Toki Tsukasadoru Juuni no Meiyaku” w pięknym, kojącym stylu zamykał każdy odcinek. Uwierzcie, oba klipy to prawdziwe masterpieces.    


Podsumowanie jest chyba oczywiste. Steins;Gate trafił do mojego TOP 5. Seria niemal bez zarzutu, mistrzowsko poprowadzona fabuła, zgrabne przechodzenie w kolejne wątki, pozbawiona dziur teoria na temat podróży w czasie i co ważne nie doznajemy uczucia zagubienia czy zaplątania. Na plus użycie postaci John’a Titor’a jako ciekawostki i przedni humor głównie za zasługą Okarina. Ukłon w stronę oryginalnych twórców scenariusza oraz dla studia White Fox. Wspólnymi siłami pokazali, że da się jeszcze robić dobre anime. W pełni zasłużona karta wstępu do mojego Hall of Fame ^^


Ocena końcowa: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz