Motyw podróży w czasie, walki o zmianę losu zostały
wykorzystywane w wielu seriach anime. Można tu wskazać min. Clannad, Madoka
Magika, czy mega popularny Higurashi no Naku Koro ni. Do głowy przychodzi mi
jeszcze nie tak dawno oglądana Amnesia, ale z racji wątpliwej jakości tego
tytułu pozwolę sobie nie stawiać go obok powyższych. Mamy więc motyw zarówno
popularny jak i ciekawy. Linie czasowe, alternatywne światy, jeśli ktoś mi
powie, że nigdy nie zainteresował się podobnymi tematami ani nie pomyślał nigdy „co by było jeśli”, po prostu nie
uwierzę, bądź uznam za wyjątkowo szczęśliwego, pozbawionego trosk, w czepku
urodzonego itp. Temat ma potencjał ponieważ nie tylko zmusza do refleksji,
dodaje za każdym razem coś nowego do gatunku science-fiction ale także dotyka
odwiecznej zagadki, napisania recepty na podróże w czasie.
W Steins;Gate recepta jest nietypowa. Zapomnijcie o wielkich ,maszynach, kapsułach przemierzających czasoprzestrzenie (takowa co prawda się pojawia lecz nie ma większego związku z główną linią fabularną.), od teraz wiem, że do podróży w czasie wystarczy parę eksperymentów na bananach, mikrofalówka i telefon komórkowy. Mimo że jest to chyba jedyny element serii który nie wydaje się do końca przekonujący całość dalej pozostaje bez zarzutu. Jak przystało na serię której głównym wątkiem są podróże w czasie, problem został wystarczająco rozwinięty, ukazany bez dziur, wszystko składa się w logiczną całość i co jeszcze ważne, choć nie jest to przecież anime nastawione na akcje, nie jeden pseudo shounen chciałby pochwalić się taką akcją jaką prezentuje Steins;Gate. Przeczytałam kiedyś, że przy niektórych akcjach można wstawać z kanapy. Wstawałam. Wracając jednak do konwencji. Bardzo spodobał mi się pomysł wysyłania wiadomości e-mailowych w przeszłość. Nie ma tu wehikułu który został stworzony w tajemniczy sposób, a podróże obejmują zarówno dzień wczorajszy jak i erę paleozoiku. Bohaterowie zostali skutecznie ograniczeni przez swój wynalazek co przyprawia historię o wiele ciekawych smaczków.
Właśnie, bohaterowie. Steins;Gate na pewno nie
byłoby tym samym gdyby nie miało swoich wspaniałych bohaterów. Pokochałam
wszystkich, a to zdarza się… nigdy. Kiedy patrzyłam na zdjęcia naukowca w
białym kitlu byłam pewna, że spotkam człowieka niezwykle inteligentnego, rozważnego,
dążącego do samodoskonalenia własnego umysłu. Ba, byłam pewna, że cała seria
będzie mega poważna. Jakże więc wielkie było moje zdziwienie gdy główny bohater Okabe Rintorou, Okarin lub jak kto woli Maddo
Saientisto Hououin Kyouma okazał się totalnym odlotem i czubkiem. Śmiech
szalonego naukowca TM, mania prześladowcza, wymyślanie
cudacznych historii na poczekaniu, rozmawianie przez wyłączony telefon, to
tylko niektóre z jego dziwactw za które z dobrego serca można by go wysłać na
leczenie psychiatryczne. Okarin pragnie uznania jako naukowiec choć naukowcem
bynajmniej nie jest. W domowych warunkach konstruuje masę różnych wynalazków w
nadziei, że któryś z nich okaże się wielkim odkryciem. Pod skorupą dziwaka
Okarin skrywa swoją bardziej „normalną” stronę. Potrafi wziąć odpowiedzialność
za swoje czyny i wiele razy pokaże, że dla przyjaciół jest w stanie zrobić
naprawdę dużo. Gość jest niesamowity (podobnie jak jego angielski), roztacza
wokół siebie przesympatyczną aurę i nie
pozwala widzom na ani chwilę nudy. Dorzućmy do tego jeszcze Miyano Mamoru który
mimo, że zagrał trochę inaczej niż ma w zwyczaju, wypadł jak zawsze, czyli
znakomicie. Rola pomocnika przy procesie szalonej twórczości Okarina przypadła
otyłemu, zboczonemu otaku który odpowiada w ekipie za wszelkie sprawy natury
technicznej.
I to by
było na tyle jeśli chodzi o ważniejsze postacie męskie, seria raczy Nas bowiem aż
sześcioma bohaterkami. Każda z nich odgrywa większą bądź mniejszą rolę i nie
trudno się domyśleć, że z każdą z pań Okarin dostanie swoje pięć minut. Na
pierwszy rzut oka jawi się tu schemat typowy dla haremu ale nic z tych rzeczy.
Widziałam trochę haremów w których historię dziewczyn były najzwyczajniej w
świecie nudne, problemy błahe bądź tworzone na wyrost. Idealnym przykładem takich
głupot jest dla mnie nudny jak flaki z olejem Kanon gdzie problemy tych biednych
dziewczątek powinny zostać opisane w jakimś poradniku dla spaczonych
psychicznie. God, why I watched this shit? Ekhem, ogólnie seria nie bała zła,
no ale… Szczególny prym w Steins;Gate wiodą dwie bohaterki. Pierwsza z nich to
nastoletnia geniuszka, autorka wielu prac naukowych Makise Kurisu. Tsundere
jest z niej raczej marna i nie rozumiem czemu niektórzy przypisują do niej tę kategorię.
Druga, to słodka i wcale nie taka głupiutka jakby mogłoby się wydawać na pierwszy
rzut oka Shiina Mayuri. Bliska przyjaciółka z dzieciństwa Okarina. Czasami
można zapomnieć ile naprawdę ma lat, poza tym jej „Tututum” mogłabym sobie śmiało
ustawić jako dźwięk sms-a (zrobione!). O reszcie bohaterek faktycznie ciężko jest coś
powiedzieć nie zdradzając przy tym fabuły. Pozostała czwórka białogłów to urocza,
lubiąca dodawać po każdym zdaniu końcówkę –nyan Feyris, tajemnicza Kiryuu Moeka, energiczna Amane Suzuha oraz mająca dość nietypowy problem Urushibara Ruka.
W Steins;Gate recepta jest nietypowa. Zapomnijcie o wielkich ,maszynach, kapsułach przemierzających czasoprzestrzenie (takowa co prawda się pojawia lecz nie ma większego związku z główną linią fabularną.), od teraz wiem, że do podróży w czasie wystarczy parę eksperymentów na bananach, mikrofalówka i telefon komórkowy. Mimo że jest to chyba jedyny element serii który nie wydaje się do końca przekonujący całość dalej pozostaje bez zarzutu. Jak przystało na serię której głównym wątkiem są podróże w czasie, problem został wystarczająco rozwinięty, ukazany bez dziur, wszystko składa się w logiczną całość i co jeszcze ważne, choć nie jest to przecież anime nastawione na akcje, nie jeden pseudo shounen chciałby pochwalić się taką akcją jaką prezentuje Steins;Gate. Przeczytałam kiedyś, że przy niektórych akcjach można wstawać z kanapy. Wstawałam. Wracając jednak do konwencji. Bardzo spodobał mi się pomysł wysyłania wiadomości e-mailowych w przeszłość. Nie ma tu wehikułu który został stworzony w tajemniczy sposób, a podróże obejmują zarówno dzień wczorajszy jak i erę paleozoiku. Bohaterowie zostali skutecznie ograniczeni przez swój wynalazek co przyprawia historię o wiele ciekawych smaczków.
Od strony technicznej anime prezentuje się bardzo dobrze. Kreska jak najbardziej trafiła w mój gust podobnie z resztą jak jasne, niemal rażące bladością miasto. Bardzo przyjemna tonacja kolorów i uwzględnienie dość sporo szczegółów. Wizualnie był to dla mnie seans naprawdęwysokiej klasy. Inaczej sprawy się mają jeśli chodzi o muzykę. Za każdym razem kiedy sobie o niej przypomniałam z lekkim zawodem stwierdzałam, że jej nie ma, czy też prawie nie ma. Czy w takim razie można uznać to za wadę serii? W tym wypadku nie, gdyż rolę muzyki przejęły dobrze wpasowane odgłosy otoczenia. Twórcy najwidoczniej wpompowali cały swój muzyczny potencjał w opening i ending i chwała im za to. Piosenka „Hacking to the Gate” idealnie współgra z obrazem w którym przewijają się najróżniejsze motywy związane z czasem, a także ukazuje krótko najważniejsze postacie. Natomiast ending „Toki Tsukasadoru Juuni no Meiyaku” w pięknym, kojącym stylu zamykał każdy odcinek. Uwierzcie, oba klipy to prawdziwe masterpieces.
Podsumowanie jest chyba oczywiste. Steins;Gate
trafił do mojego TOP 5. Seria niemal bez zarzutu, mistrzowsko poprowadzona fabuła, zgrabne przechodzenie w kolejne wątki, pozbawiona dziur teoria na temat podróży w czasie i co ważne nie doznajemy uczucia
zagubienia czy zaplątania. Na plus użycie postaci John’a Titor’a jako ciekawostki i przedni humor głównie za zasługą Okarina.
Ukłon w stronę oryginalnych twórców scenariusza oraz dla studia White Fox. Wspólnymi
siłami pokazali, że da się jeszcze robić dobre anime. W pełni zasłużona karta wstępu do mojego Hall of Fame ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz