wtorek, 18 czerwca 2013

Another


 – czyli miał być hit, a wyszło… znaczy nie wyszło…

[Tekst zawiera spojlery.]

26 lat temu (czemu akurat tak dawno? >.<) w wypadku, pożarze lub w innych tajemniczych okolicznościach ginie dziewczyna o imieniu Misaki. Jako, że była bardzo popularną i lubianą uczennicą gimnazjum Yomiyama, kolegom trudno było pogodzić się z jej śmiercią. Cała klasa oraz grono pedagogiczne postanowiło więc do końca roku zachowywać się tak jakby Misaki żyła. Miało to służyć jako swego rodzaju pożegnanie i hołd dla zmarłej dziewczyny.

Po tym krótkim wstępie (który skądinąd jest niezwykle klimatyczny i od razu przysysa do ekranu) przenosimy się do szpitala i poznajemy naszego głównego bohatera Sakakibarę Kouichi’ego. Zamiast celebrować rozpoczęcie nowego roku szkolnego w nowym gimnazjum, biedaczek przechodzi hospitalizacje z powodu zapadniętego płuca. Odwiedza go „klasowa trójka” delegatów i zarazem nowi szkolni koledzy-Akazawa Izumi, Tomohiko Kazami i Sakuragi Yukari. Starając się złapać zasięg, Kouichi trafia do windy i zjeżdża do piwnicy (logiczne, nie?). Towarzyszy mu dość mrocznie wyglądająca, uczennica tutejszego gimnazjum. Przedstawia się jako Misaki Mei, po czym znika w ciemnościach przytulnej kostnicy. Jakiś czas później, Kouichi wita się z nową klasą, która zdaje się ukrywać przed nim jakiśsekret. Z powodu problemów zdrowotnych nie bierze udziału w zajęciach w-fu. Biedna Misaki, nie umiejąc, tak jak my, robić screenów pięknych plenerów, bazgrała je w swoim szkicowniku na dachu szkoły. Zauważając to, nasz bohater rusza aby dotrzymać jej towarzystwa. Problem polega jednak na tym, że Mei wcale tego towarzystwa nie potrzebuję. Mało co, mówi Kouichi’emu, że w ogóle nie powinien z nią rozmawiać a także, że jego imię kojarzy się w klasie ześmiercią…

Dum, dum, dum, DUM! Oto krótki opis pierwszego odcinka. Odcinka na prawdę dobrego, trzeba by rzec. Wręcz idealnie wprowadził on w klimat rozpoczynającej się historii i zgrabnie przedstawił ważniejsze postaci. Wszystko zapowiadało się świetnie. Problemy mnożyły się niczym myszy, wprawiając widza w zaciekawienie i przymus klikania w kolejny odcinek. Za każdym razem gdy ktoś w końcu decydował się wyjawić Kouichi’emu prawdę nagle się rozmyślał lub gorzej. Umierał. Niestety tylko raz i mało widowiskowo  więc nie było powodu aby popadać w euforię. Na dłuższą metę, zabieg ten, zamiast utrzymywać w niepewności powodował irytacje…
 Wracając jednak do tajemnicy jaką ukrywała klasa numer trzy. Odpowiedzi można było się domyśleć. Chodzi rzecz jasna o klątwę. Misaki od pierwszych odcinków wydawała się być niewidzialna dla reszty klasy, wzbudzając pierwsze spekulacje na temat tego, czy egzystuje na tym padole jako duch. Z takim wyglądem i zachowaniem była wręcz pewniakiem. Spotkało mnie więc olbrzymie zdziwienie gdy okazała się być normalną dziewczynką z sąsiedztwa. No, może nie do końca normalną. Otóż jak powstała klątwa? Tego widz może się tylko domyślać na podstawie wydarzeń sprzed 26 lat. Od tamtego czasu, gdy w klasie pojawiała się jedna dodatkowa osoba (co się oczywiście zdarza) co miesiąc ginął jeden z uczniów lub ktoś z jego rodziny. Wiedząc tylko tyle, ciągle zachodzę w głowę na jakiej podstawie wymyślili genialny plan zniwelowania klątwy (Pewnie skontaktowali się z L’em z Death Not’a bo innej opcji nie widzę). W każdym bądź razie jedna z osób musi udawać niewidzialną, żeby wyrównać ilość uczniów. WTF? Dlaczego? Jak i po co? Przecież każde dziecko, nawet wyglądające jak Misaki ma prawo do normalnej edukacji, czyż nie? Czy w którymś miejscu ktoś dał dowód na potwierdzenie tej tezy? Nie. Mało co, skoro uczniowie nie chcieli aby Kouichi gadał z Misaki, czemu mu o wszystkim nie powiedzieli? Tymczasem nie można mieć mu za złe, że jako miły i dobry chłopak chciał nawiązać znajomość z odizolowaną koleżanką. Jako klasowy dodatek sprowadził klątwę na nowo i już za chwilę mogliśmy oglądać piękną scenę śmierci Sakuragi Yukari. Teraz już każdy zapamięta, że z parasolką po schodach się nie biega! Kolejne osoby mające choćby najmniejszy związek z klasą numer trzy ginęły w najróżniejsze i najbardziej wymyślne sposoby. Z początku myślałam, że śmierć pary uczniów wyrówna ich liczbę w klasie, ale nie. Poszukiwanie rozwiązania zaprowadziło naszych bohaterów do Mutsunagi. Facet, jako absolwent gimnazjum Yomiyama stwierdził niegdyś, że wie jak zatrzymać klątwę, ale tego nie pamięta. Odpowiedź ukrył w dawnej klasie numer trzy. Okazuję się nią kaseta z nagraną spowiedzią Mutsunagi pt. „Jak zatrzymać klątwę”. To proste! Wystarczy tylko zabić członka klasy który jest duchem! Yeah! Tylko jak to zrobić do cholery, skoro ten duch, nawet nie wie, że jest duchem? Autorowi taśmy się udało, bo zadźgał kumpla przez przypadek, w czasie kłótni i trafił w dziesiątkę. Potem nikt o tym kimś nie pamiętał i problem z głowy. Teraz to nie mogło być takie łatwe a wielkimi krokami zbliżała się szkolna wycieczka. Stary trik z brakiem prądu i zasięgu działa zawsze. Uwięzieni w hotelu uczniowie, poznając zawartość taśmy, zmieniają się w psychopatycznych morderców. Każdy z nich pragnie zabić ducha (jak głupawo by to nie brzmiało) i położyć kres klątwie. Tylko, pytam raz jeszcze. Jak go odnaleźć? Em… A po co? Zabijajmy po kolei każdego kto się napatoczy a potem pytajmy innych czy go pamiętają. Zafundowana w dwóch ostatnich odcinkach rzeźnia jest na prawdę piękna, ale mało w niej logiki. Postacie biegają po palącym się hotelu jak gdyby nigdy nic, gadają przez telefony komórkowe, a miła Pani gospodyni zamienia się nagle w barbarzyńcę rodem z „Piły”, zabija męża, a potem obiera za cel uczniów. Co się tam nie dzieje! Tylko po to aby zaserwować nam zaraz tak beznadziejne zakończenie, że człowiek zaczyna się zastanawiać czy reżyser nie jest tak naprawdę wiecznie najaranym przemytnikiem z Kolumbii! Duchem jest… ciocia Kouichi’ego! Do tej pory znana jako Profesor Mikami! Eeee… ? Problem miał być w uczniach panie reżyserze. W uczniach! Dobrze, że oni sami nie wiedzieli, że mógłby być to ktokolwiek z ich rodziny, bo w tedy całe miasteczko by wymarło. Kouichi traktuje wiec ciocię tasakiem i happy end. Choć nie do końca, bo problem pojawia się nawet w Misaki. Otóż, nasza bohaterka od samego początku mogła powiedzieć kto jest duchem, gdyż jej sztuczne oko lalki potrafi widzieć śmierć. Aha. Wszystko jasne. Fajne to teraz oczy robią, nie? Czemu tylko, nic nie powiedziała? Bo nie chciała żeby biedny Kouichi musiał zatłuc ciocię? Jakież to szlachetne. Przez tą jej szlachetność klasa wyrżnęła się wzajemnie w pień ale chyba nie ma się czym przejmować. Na końcu można znaleźć jeszcze kilka nieścisłości i braków w logice. Nie wiadomo na przykład, dlaczego w hotelu wybuchł pożarł, albo czemu nauczyciel mający zawieźć chorego ucznia do szpitala nagle wraca i lata po płonącym budynku.


 
Skoro fabuła jest za nami, przejdźmy do drugiej kategorii jaką są postaci. Nie są one szczególnie wyraziste, a sama Misaki wydaje się bardzo nierealistyczna. Trochę lepiej wypada na tym tle Kouichi, który zyskał moją sympatię mimo wcześniejszych obaw. Idealnie odegrał swoją rolę chorego, trochę zagubionego chłopca, ale później nie potrzebnie zaczął zgrywać Supermana. Jeśli zaś chodzi o innych bohaterów w większości są statystami, którzy pojawili się aby po chwili zmienić się w kolejne ofiary i przysporzyć nam frajdy oglądania flaczków. Więcej niż raz, dwa czy trzy razy na ekranie pojawił się Naoi Teshigawara. Charakter jaki prezentował jest całkowicie w moim typie. Lekko nadpobudliwy, zgrywający twardziela, ale dobry kumpel i oddany przyjaciel. Yuuya Mochizuki, całkowite przeciwieństwo Teshigawary. Spokojny, delikatny, trochę naiwny i ciamajdowaty. Na koniec gwiazda serii Izumi Akazawa. Typowa twarda dziewczyna, która dla dobra klasy i z racji swojej pozycji zrobi właściwie wszystko. Trzeba podkreślić, ze scena jej śmierci jest moim osobistym numerem jeden tej serii. Pięknie narysowana z dbałością o każdy szczegół.

 A skoro mówię o rysowaniu, proponuję przejść szybciutko do grafiki. Może ktoś sobie pomyśli, że jeszcze mało widziałam, skoro uważam „Another” za cudeńko w tej kategorii. Może tak, może nie. Prawda jest taka, że pierwszy raz obejrzałam jedną z nowych serii w najwyższej jakości. Dało mi to możliwość robienia masy pięknych screenów i dalej nie mogę napatrzeć się na niektóre z nich. Plenery i tła są naprawdę śliczne. Ukazane w wielu kolorach i barwach w cale nie niszczą mrocznego klimatu. Wszystko dzięki lekkiemu przygaszeniu i gry światła. Postacie wydają się niemalże powklejane w kadry jak gdyby były zupełnie oddzielną częścią tła. Trochę gorzej, ale na równie wysokim poziomie prezentuje się animacja. Kreska także przypadła mi do gustu i co najważniejsze nie miałam problemu z odróżnieniem poszczególnych postaci. Ich wygląd nie sprowadzał się jedynie do innej fryzury co również trzeba zaliczyć na plus.      

Jako ostatnią wezmę pod lupę muzykę. Do Ali Project miałam już mały uraz po endingach do Code Geass, ale o ile przed endingiem można zawsze odcinek wyłączyć, tak pomijać opening jest raczej niewygodnie. Innymi słowy niewypał. Szczęście, że po pewnym czasie przyzwyczajam się do większości utworków. Inaczej ma się ścieżka dźwiękowa do samych odcinków. Cisza towarzysząca w emocjonujących scenach zawsze była najlepszą muzyką i taką zasadę wyznaje też „Another”. Głównie dominują różne odgłosy natury oraz szelesty i skrzypnięcia. Nie ma tu wielu instrumentalnych soundtracków, ale jeśli jakiś się już pojawi, umiejętnie wzbogaca scenę.




„Another” jest zwykłym, sezonowym średniakiem który po obejrzeniu, szybko zniknie z naszej pamięci. Na pewno miało to w sobie pewien klimat grozy który na początku był nawet intrygujący, niestety, tylko do połowy. Może gdyby nie masa absurdu i głupoty którą miał już okazję wykazać się reżyser przy Blood C, historia byłaby bardziej ciekawa bo potencjał niewątpliwie miała.


Ocena końcowa 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz