Tłumaczenie: Nanoko
Korekta: Niofomune
Rozdział
III. Krystaliczny sen.
Spojrzawszy na szyld,
Kusanagi nie potrafił powstrzymać pogardliwego śmiechu. Ilekroć myślał o tej
nazwie, tym bardziej wydawała mu się dziwna. Co więcej, budynek nosił jedynie
skórę biura rządowego, będąc naprawdę główną siedzibą Niebieskiego Klanu –
Oddziału Scepter4.
Jak twierdziły
władze, oddział zajmował się honorowymi cudzoziemcami. Była to jednak
tylko metafora. W rzeczywistości nie zajmowali się ludźmi z innych krajów, a
raczej tymi niezwykłymi. Innymi słowy, osobami z nadprzyrodzonymi
mocami.
Niebiescy sprawowali
pieczę na ludźmi, którzy posiadali własne, niezwiązane z żadnym Klanem ani
Królem umiejętności – Odmieńcami. Dzięki wieloletnim badaniom zdołali dowieść,
że połączenie Odmieńców z Klanem oraz zapewnienie im odpowiedniej organizacji
zmniejszało ich chęci popełniania przestępstw.
Kiedy Scepter4
odnajdywało niezarejestrowanego Odmieńca, brało go pod opiekę i wysyłało do
ośrodka badawczego znajdującego się pod jurysdykcją Złotego Króla. Z tego
właśnie powodu Złoci i Niebiescy zawarli potajemną umowę. Ale…
– Jedni z nich nie
mają Króla, więc nie ma mowy, że będą w stanie traktować się na równych
zasadach.
Kusanagi nie
wiedział, jak sprawa wygląda od kuchni, jednak z tego co zdołał zaobserwować,
Niebieski Klan nie odgrywał innej roli, jak tylko wynajętych ochroniarzy
używanych przez Złoty Klan.
– …To naprawdę
tragiczne. Poddani, którzy stracili Króla – mówiąc do siebie, Kusanagi
przeszedł przez bramę urzędu.
Na miejscu mężczyzna
w niebieskim mundurze zaprowadził go do sali obrad, nie stroniąc przy tym od
podejrzliwych spojrzeń. Jak by nie było, Scepter4 miała być organizacją, która
chroniła prawa osób z nadludzkimi mocami i pilnowała zasad. W takim wypadku
wszystko powinno pójść po jego myśli, ale jeśli był tutaj ktoś, kto chciałby
skorzystać z idealnej okazji zgładzenia przedstawiciela Czerwonego
Klanu, chyba nie miał szans na powrót w jednym kawałku. Jak mógł przypuszczać,
przewaga liczebna także nie leżałaby po jego stronie. Kusanagi snuł posępne myśli. Siedząc na starej sofie w sali obrad, cierpliwie czekał, wypalając w tym czasie jednego papierosa.
Nagle po całym pomieszczeniu rozległo się zdecydowane pukanie. Kiedy drzwi się otworzyły, Kusanagi wstał z miejsca, wkładając wypalonego papierosa do popielniczki.
Mężczyzna, który
pojawił się w sali, wyglądał na nieco ponad czterdzieści lat. Choć można było
zrozumieć, że jest już w zaawansowanym, średnim wieku, jego strudzony wyraz
twarzy wykraczał poza wszelkie granice zmęczenia. Kiedy podszedł bliżej,
wyglądał jakby każdy krok nadwyrężał jego siły. Zupełnie niczym starzec.
– … Więc to ty? Doradca
Czerwonego Klanu, Kusanagi Czumo – powiedział ciężkim, zmęczonym tonem.
Kusanagi uśmiechnął się lekko.
– Cóż, nie jestem aż
takim ważniakiem, żeby nazywać siebie doradcą… Jesteś Vice Kapitanem
Scepter4, Shiotsu Gen-san, racja?
W odpowiedzi na
zadane przez Kusanagiego pytanie, Shiotsu parsknął cicho, od niechcenia
wykrzywiając usta w szyderczym uśmiechu.
– Vice Kapitan, co.
– …Mylę się?
– Nie. Po prostu w
tej chwili nie ma tu nikogo, kto poradziłby sobie lepiej z tym bałaganem –
mruknął ponuro, siadając na sofie po drugiej stronie niskiego stolika. Mebel
wydał z siebie cichy szum, jakby uciekło z niego powietrze.
– Herbaty?
– Nie.
– Rozumiem. Chyba nie
powinieneś mówić tak lekceważąco, będąc na terytorium wroga.
– Och, a jestem na
terytorium wroga?
– Uważasz, że nie? –
Shiotsu rozsiadł się niechlujnie na kanapie, spoglądając z góry na Kusanagiego.
Ten nie potwierdził, ale też nie zaprzeczył.
– … Przyszedłem
przeprosić. Wczoraj nasze dzieciaki przysporzyły ci trochę kłopotów.
Shiotsu starał się
nie zareagować natychmiast. Patrząc czujnym wzrokiem na Kusanagiego, czekał, aż
będzie mógł zabrać głos.
– Wkroczenie na
terytorium innego Klanu jest sprzeczne z zasadami. Scepter4 ma obowiązek ukarać
każdego, kto na to zasługuje – mruknął Shiotsu, brzmiąc, jakby przeżuwał
piasek. Kusanagi kiwnął głową.
– Rozumiem.
– … Ale problem by
nie powstał, gdyby nie moi podwładni, którzy zaatakowali bez wcześniejszej
oceny sytuacji. Po za tym dyrektor Mizuchi nie chce robić z tego zamieszania.
Nie musicie mnie przepraszać i jeśli to wszystko, czego chciałeś, odejdź.
Kusanagi patrzył
przez chwilę na Shiotsu w milczeniu, po czym wyjął z kieszeni paczkę
papierosów.
– Mogę zapalić?
– … Powiedziałem ci,
żebyś wyszedł – powtórzył mężczyzna, ale mimo to wskazał brodą w stronę
rozmówcy na znak przyzwolenia.
Kusanagi wyjął
papierosa z paczki, następnie wsadził go sobie do ust i podpalił zapalniczką.
– Wczoraj nasze
dzieciaki miały problem z bliźniakami z twojego oddziału. Podobno są bardzo
młodzi… Dużo młodsi ode mnie.
– I co w związku z
tym?
– Dobra. Bez owijania
w bawełnę… To już dziesięć lat odkąd poprzedni Król zmarł, czyż nie? Skoro
członkowie Klanu są tak młodzi, musieli do niego dołączyć jako dzieci.
Shitosu mruknął coś
niewyraźnie pod nosem, wyjmując z kieszeni własną paczkę papierosów. Kiedy
Kusanagi zaoferował mu swoją zapalniczkę, podniósł się nieznacznie z kanapy i
pochylił w stronę stolika, aby móc skorzystać z ognia.
– Oni są szczególnym
przypadkiem – powiedział Shiotsu, trzymając papierosa między kciukiem a palcem
wskazującym. – Widzisz, ich rodzice byli członkami Scepter4. Potem zmarli na
służbie, osierocając tę dwójkę. Mieli w tedy po dwanaście lat i ponieważ nie
mieli nikogo bliskiego, oddział postanowił się nimi zająć. Jakiś czas później
udali się do Króla i prosili, aby przyjął ich do Scepter4. Odwołali się do
prawa, które pozwalało na przejęcie woli rodziców. – Na wzmiankę o byłym
Niebieskim Królu oczy Shiotsu rozjaśniały na krótką chwilę jasnym światłem. Z
jego twarzy zabiło pełne oddanie i duma ze zmarłego dowódcy.
– No i…
– Dał im, czego
chcieli, wcielając do Klanu dwoje dzieci. Oczywiście nie miał zamiaru pozwolić
im pracować jako pełnoprawni członkowie. Prawdopodobnie po prostu chciał
uszanować ich decyzję.
Prawdopodobnie.
Po prostu chciał. Kusanagi wiedział, co stało się później, jednak pomimo
to zapytał.
– I co dalej?
– … Dwa tygodnie po
tym, jak ta dwójka dołączyła do Niebieskigo Klanu… nastąpił Upadek Kagutsu.
Upadek Kagutsu.
Tragedia mająca miejsce dziesięć lat temu i jednocześnie wydarzenie, które
zmieniło topografię Japonii. Olbrzymi krąg w ziemi nazywany przez ludzi Kraterem
Kagutsu po człowieku, który znajdował się wówczas w samym centrum
wybuchu.
Kusanagi westchnął.
– Jeśli mnie pamięć
nie myli, poprzedni Niebieski Król zmarł podczas Upadku Kagustu.
Na dźwięk tych słów,
siedzący wygodnie na sofie Shiotsu spiął się nieznacznie. Zmarszczył brwi i
odpowiedział krótko.
– Tak.
– To musiał być szok
dla reszty dzieci, które miały zostać wcielone do Niebieskiego Klanu. Razem z
Królem zniknęło prawo, które ustanowił o przejęciu woli rodziców.
Shiotsu wpatrywał się
w Kusanagiego badawczym spojrzeniem.
– … Nie jesteś za
bardzo empatyczny.
– Nie, nie jestem.
– Co chcesz przez to
powiedzieć?
Kusanagi uśmiechnął
się serdecznie, jak miał w zwyczaju uśmiechać się do klientów w swoim barze.
– Wydarzenie sprzed
dziesięciu lat niewątpliwie było wielką tragedią, ale zastanawia mnie co się
stało z waszym poczuciem sprawiedliwości. Nawet w obliczu takiej sytuacji
zasady musiały pozostać na pierwszym miejscu?
Shiotsu nie zmienił
niechlujnej postawy, ale jego oczy zaczęły świecić niebezpiecznie.
– … Próbujesz mnie
sprowokować?
– Doskonale zdaję
sobie sprawę, że stąpam po kruchym lodzie. Jednak z tego co słyszałem, bracia,
którzy mieli kłopoty z naszymi chłopakami, nie przywiązywali zbytniej wagi do
honoru i sprawiedliwości.
– Starasz się
zatuszować czyny swoich towarzyszy?
– Ech, chcę tylko
wiedzieć… – Kusanagi podniósł nieznacznie głos. Zmrużył oczy, patrząc w stronę
Shiotsu. – Czy możecie przysiąc na swojego Króla, że wasze obecne czyny nie
przynoszą wam wstydu?
Atmosfera w pomieszczeniu
niemal natychmiast stała się napięta. Kusanagi wyraźnie odczuł, że w oczach
siedzącego przed nim z pozoru opanowanego mężczyzny zaiskrzyła chęć mordu.
Kusanagi skupił uwagę
na swoim papierosie. Może gdyby miał do czynienia z kimś innym, otrzymałby szybką,
zdecydowaną odpowiedź. Tutaj sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Popiół z
papierosa spadł do popielniczki, gdy Kusanagi zachwiał się lekko pełny
dziecinnej ciekawości.
– … Nie odpowiesz?
– Nie mamy już Króla.
Kusanagi westchnął
cicho.
– O to twoja
odpowiedź.
Shiotsu uśmiechnął się lekko, ale jego oczy
dalej odzwierciedlały wewnętrzną chęć zabicia barmana.
– Nikt tutaj nie może
przyrzec na Króla, że nie przynosimy sobie wstydu… Jesteśmy po prostu bandą
tchórzy, którzy nie byli nawet w stanie mu pomóc, gdy powstał Kagutsu.
Kusanagi zmarszczył
lekko brwi, słysząc tak zaskakujące słowa.
– Nie pochlebiasz
sobie zbytnio, mówiąc w ten sposób.
– Milcz.
– Nie jesteś całkiem
w porządku, ale spoko z ciebie gość – mruknął Kusanagi, gasząc papierosa w popielniczce.
Następnie stanął prosto i odwrócił się w stronę rozdrażnionego Shiotsu. – Wezmę
to jako ostrzeżenie, ale powinieneś wiedzieć, co my czujemy. Nawet jeśli nie
powiedziałeś nic na swoje usprawiedliwienie… nie zamierzasz pochwalać swoich
obecnych działań.
Shiotsu nie
odpowiedział a jedynie spojrzał ponuro na uśmiechniętą twarz Kusanagiego.
– Próbujesz być
bezczelny, ale czy nie chciałbyś odzyskać swojego honoru? Nie ufamy Mizuchiemu
i, jeśli chodzi o dziewczynkę, nie zamierzamy odpuścić… W takim wypadku
staniemy po przeciwnej stronie barykady. Jesteś pewien, że tego chcesz?
– To nasza praca. –
Głęboki głos Shiotsu złagodził pełną ekspresji wypowiedź Kusanagiego. Ciężka
atmosfera zniknęła, a ściany, które do tej pory zdawały się zamykać przestrzeń
wokół nich, całkiem się rozsypały.
Kusanagi zdecydował,
że nadszedł czas aby odejść.
– … Wybacz. Mimo że
przyszedłem tylko przeprosić, nasze spotkanie przerodziło się w długą rozmowę.
Kusanagi skłonił
lekko głowę, kierując swoje kroki do wyjścia. Gdy był już przy drzwiach,
dobiegł go odbijając się echem głos Shiotsu.
– Nie mówiąc już o
nas, lepiej nie zaleźć za skórę Złotemu Klanowi.
– Dziękuję za troskę.
– Ej, Ty – powiedział
stanowczym tonem Shiotsu, na co Kusanagi odwrócił się ku niemu bez
zastanowienia. Jego siwiejąca głowa wystawała zza oparcia sofy.
– …Co sądzisz o
Kagutsu?
– A co masz na myśli?
– Czy próbujesz
zachowywać się tak, jakby cię to nie dotyczyło?
Kusanagi zadrżał
lekko, zbierając szybko myśli.
– To wasz Król. Czy
jesteście w stanie na niego przysiąc, że ominie go los Kagutsu Genjiego?
… Pytanie nie
należało do najprzyjemniejszych. Twarz Kusanagiego przyjęła niewyraźny wyraz,
tworząc coś między irytacją a gorzkim uśmiechem. Musiał się pogodzić, że obaj
zadawali dzisiaj drażniące pytania. Po chwili milczenia odpowiedział z podobną dezaprobatą,
taką, jaką wcześniej pokazał Shiotsu.
– Nasz Król jest
inny.
Mężczyzna wydał z
siebie ciche westchnięcie.
– Nienawidzę
Czerwonych Królów. Ich natura jest zbyt niebezpieczna… Kiedy Suoh Mikoto spełni
wszystkie warunki, podzieli los Kagutsu.
– …O jakich warunkach
mówisz?
– Niestabilność,
rosnąca siła, silna więź z innym Królem oraz… zabicie innego Króla.
Kusanagi przypomniał
sobie nagle, że słyszał kiedyś o ostatnim warunku.
– Poprzedni Niebieski Król zmarł podczas próby
powstrzymania Kagutsu, prawda?
– …Ta. Choć w
prawdziwe powinien zabić Kagutsu, zanim tak to się skończyło. Ale nawet gdyby
był w stanie, wtedy krater zmienił by swoją nazwę z Kagustu na Krater Habari. Kagutsu
wplątał w swoje sprawy naszego Króla. Jego poziom Weissmana także przekraczał
normę i jeśli zabiłby wtedy Kagustu, zniszczyłby własny Miecz Damoklesa.
Zapach tytoniu
wypełnił całą salą. Kusanagi pomyślał, że to dziwnie ciche miejsce, i zaczął
powoli tęsknić za hałasem w swoim barze.
– Niezależnie od
tego, co się stanie, tylko Król może powstrzymać innego Króla. Tera,z gdy nie
ma już Niebieskiego… myślisz, że będziesz w stanie coś zrobić, kiedy twój Król
doprowadzi do samozniszczenia?
Kusanagi nie
odpowiedział. Przeprosił tylko beznamiętnym głosem, po czym wyszedł z sali.
✤
– Chciałbym pójść do
wesołego miasteczka.
Na przesadzony
entuzjazm Totsuki Suoh zmarszczył brwi.
Anna patrzyła w jego
kierunku, ukrywając się za plecami chłopaka. Fakt, że robiła to w tak bezczelny
sposób, był jeszcze bardziej irytujący.
– Chciałbym pójść do
wesołego miasteczka. - powtórzył Totsuka, ponieważ Suoh nie odpowiadał.
– No… – Kiedy w końcu
mruknął coś niewyraźnie, zrobił to w taki sposób, że nie wiadomo było czy
zrozumiał przekaz. Totsuka uśmiechnął się szeroko.
– Dobra Anna-chan!
Król nie powiedział nie!
– Ech?
– Więc chodźmy!
Królu, możesz od razu iść z nami.
Suoh chwycił mocno
twarz Totsuki. Mimo że jego policzki zostały spłaszczone a usta wykrzywiały się
w coraz głupszy sposób, nie przeszkadzało mu to w podtrzymaniu promiennego
uśmiechu.
– Kto. Powiedział.
Że. Z tobą. Pójdę?
– Oj, chodź Królu!
Zamierzasz zawieść oczekiwania niewinnej dziewczynki? – wybełkotał ledwo
Totsuka.
Anna znieruchomiała, pożerając
Suoh wzrokiem. Z uwagi na jej świdrujące spojrzenie, Suoh puścił Totsukę i
odwrócił niespokojnie głowę.
– Widzisz, Anna-chan
nigdy nie była w wesołym miasteczku.
– Hm.
– Więc chciałaby
pójść.
– Więc idźcie.
Nawet jeśli Suoh
wyglądał, jakby miał wszystkiego dosyć, siła intensywnego spojrzenia Anny
robiła swoje. Jej duże, przypominające szklane kulki oczy wypełniała
determinacja, natomiast uśmiechnięty od ucha do ucha Totsuka zdawał się głęboko
wierzyć, że Suoh zmięknie pod ich wpływem.
Wielce irytująca
sytuacja.
– Kiedyś… – zaczęła
cicho Anna – …tata i mama powiedzieli, że wezmą mnie do wesołego miasteczka…
ale nie poszliśmy.
Rodzice Anny zginęli
w wypadku samochodowym, ale nie było wiadomo, czy to ich śmierć była powodem,
dla którego nie mogli tam iść. Dziewczynka powiedziała wyłącznie prawdę, nie
próbując przy tym wzbudzić w Suoh współczucia czy litości. Jeśli jednak
odmówiłby w takiej sytuacji, Totsuka był gotowy wyzwać go od diabłów i potworów.
Tymczasem Anna dalej wpatrywała się w niego pełnymi nadziei oczami.
Bez wątpienia to nie
był dobry dzień dla Suoh...
✤
– Aah? – mruknął Suoh
wyjątkowo niezadowolonym głosem, po czym spiorunował Yatę ostrym spojrzeniem.
Niczym rażony prądem chłopak skłonił się w pół, uciekając na bezpieczną
odległość.
– Tak nie wygląda
ktoś, kto odwiedza wesołe miasteczko, Królu!
– Ty mnie tu
przyprowadziłeś.
Reakcja Suoh wywołała
na twarzy Totsuki ogromny uśmiech. Fushimi szedł w pobliżu Yaty, mrucząc pod
nosem dlaczego ja?, a Kamamoto zacieśniał swoje więzi z Anną, jedząc
razem z nią naleśniki. Ona z truskawakami a on z mieszanką czekolady i bananów. Przez cały
czas skrzętnie pilnował dziewczynki, powtarzając co chwilę jeśli nie dasz
rady, zjem resztę. Ciężko było stwierdzić, czy chciał być dzięki temu miły,
czy jak zwykle, wiecznie nie najedzony.
– Nie byłem w wesołym
miasteczku od dzieciństwa! – krzyknął podniecony Yata. Jego dziecinna radość
wręcz rozczulała Totsukę.
– To mój pierwszy raz
gdy jestem w wesołym miasteczku.
– Serio? Nigdy w
żadnym nie byłeś?
– Jakoś nie miałem
okazji…
Piątka dorosłych
mężczyzn spacerująca po wesołym miasteczku z małą dziewczynką.
Surrealistyczna
scena.
Suoh, który szedł na
końcu grupy, odłączył się od reszty, kiedy przechodzili obok ławek w strefie
dla palących. Rzucił się z ciężkim westchnięciem na jedną z nich, wyciągając
paczkę papierosów.
– Hej, Królu.
– Zamknij się. Idź
się bawić.
Totsuka zignorował
zachowanie Suoh, posyłając mu krzywy uśmiech.
– Tylko nie idź do
domu przed nami, dobra? – zastrzegł Totsuka, machając palcem przed oczami
mężczyzny. Potem wziął Annę za rękę, zabierając ją w stronę karuzeli. Yata
podążył pokornie za grupą, ale w międzyczasie oglądał się jeszcze kilkakrotnie
za siebie.
Suoh rozłożył ręce na
tylnym oparciu ławki i spojrzał w niebo. Było niemal bezchmurne, jednak dym z
papierosa zdołał utworzyć na jego gładkiej powierzchni szary obłok. Pochłonięty
myślami doszedł do wniosku, że już dość dawno nie patrzył w niebo w ten sposób.
Przestał też dbać o pogodę. Zdecydowanie za dużo czasu spędzał odcięty od
świata zewnętrznego.
…i nagle bachor
wrócił do jego myśli. Suoh nie zmienił swojej niechlujnej pozycji na ławce.
Dziewczynka-lalka z
ograniczonymi zdolnościami do wyrażania emocji przypadkowo wejrzała w jego
wnętrze, po czym odeszła bez wyjaśnień, zostawiając krótki przekaz. Sny
Mikoto są ładne. Z jej wyrazu twarzy rzeczywiście można było wnioskować, że
są ładne.
– Beznadzieja –
mruknął lekceważąco pod nosem, kiedy zdał sobie sprawę z dziwnego uczucia
niepokoju.
W piękny, słoneczny
dzień w wesołym miasteczku uwagę wielu rodzin przykuł rozłożony na ławce
ponurak.
Skończona
beznadzieja.
Świetne.
OdpowiedzUsuńSuoh w wesołym miasteczku to był szok O.o
A Fushimi swoim "Dlaczego ja?" normalnie.... od kiedy akcja przeniosła się do baru a potem do wesołego miasteczka nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu :)
Niedawno znalazłam twojego bloga i byłam zachwycona, że ktoś tłumaczy nowelkę o mojej kochanej Homrze :) Wielkie, ogromne dzięki :)
OdpowiedzUsuńIzzy
Ostatnio miałam małą zawiechę. Postaram się wstawić niebawem kolejny rozdział ^^
Usuń