czwartek, 18 lipca 2013

K Side:Red, R2B


Tłumaczenie: Nanoko
Korekta: Niofomune



Och, idziesz ze mną? – Na spokojny i beztroski głos Totsuki Kamamoto miał aż chęć krzyknąć.

– Yata-san powiedział, żebym z tobą poszedł na wypadek, gdyby w okolicy było więcej niebieskich!

– Widzę, że chłopaki martwią się o mnie. Dzięki, ale od teraz zmieniamy trochę plany i doprowadźmy sprawy do końca, ok?

– Okej!?

Totsuka spojrzał na Odmieńca, którego prowadził za ramię, niemal ciągnąc w połowie po podłodze.

– Czy Mizuchi-san, o którym wcześniej wspomniałeś, zarządza tym miejscem?

Mimo że chłopak wyglądał jakby nie do końca zdawał sobie sprawę z zaistniałej sytuacji, zdołał skinąć nerwowo głową.

– Tak, ale…

– Możesz nas do niego zaprowadzić?

– Totsuka-san!? – warknął zdezorientowany Kamamoto. – Nie mieliśmy stąd wiać!?

– Właściwie to…

– Żadne właściwie!

Totsuka obdarzył Kamamoto nerwowym uśmiechem.

– A miałeś zamiar w ogóle uciekać?

– Nie! – Kamamoto zmarszczył groźnie brwi.

– Bez wątpienia siła tych bliźniaków dorównuje mocy Fushimiego i Yaty. Biorąc pod uwagę ich charaktery, zwłaszcza charakter Yaty, nie wycofają się. Ale jeśli walka będzie trwała zbyt długo, istnieje prawdopodobieństwo pojawienia się większej liczby niebieskich. Gdyby tak się stało, nie ważne, jak silni są Fushimi i Yata, pozostaje kwestią czasu, zanim ich złapią.

– Więc chcesz wszystko załatwić bezpośrednio z szefem tego miejsca?

Totsuka uśmiechnął się lekko, przytakując głową.

– To nic wielkiego. Przyszliśmy tu w konkretnym celu i nawet jeśli oni nas zaatakowali, nie zamierzam walczyć. Nie musisz mnie chronić, ale… pewnie dalej nie chcesz uciekać sam?

Kamamoto obrzucił Totsukę nadąsanym spojrzeniem.

– A czy członek Homury mógłby uciec, zostawiając w potrzebie swoich towarzyszy?

Zaskoczony Totsuka zamrugał kilka razy oczami.

– Wybacz.

Rozmawiając, cała trójka biegła przez labiryntowe korytarze. Na którymś zakręcie z kolei wpadli na klatkę schodową, wdrapując się na najwyższe piętro budynku. Odmieniec, który teraz odgrywał rolę ich przewodnika, dalej wydawał się nieźle skołowany, ale jednocześnie nie wyglądał, jakby chciał ich zostawić i uciec.

– Przepraszam, że cię w to wciągnęliśmy.

Chłopak popatrzył na Totsukę z bardziej żywym wyrazem twarzy.

– Nie rozumiem! Dlaczego tak posłusznie pokazuję wam drogę!?

– Haha, wybacz, wybacz. Kiedy już stąd wyjdziesz, przyjdź do baru HOMRA. Poczęstujemy cię jakimś dobrym winkiem, czy czym tak będziesz chciał.

– Jestem niepełnoletni!

– Mamy też bardzo dobre curry.

– Jakoś nie jestem przekonany!

Chociaż ich rozmowa była całkowicie nieadekwatna do sytuacji, Odmieniec posłusznie wskazywał ręką na następne zakręty w korytarzach.

– Tam jest jego pokój, ale nie wiem, czy Mizuchi-san jest w środku…

W momencie, kiedy to powiedział, Totsuka i Kamamoto zostali pociągnięci na bok korytarza.

Totsuka obrócił się natychmiast za siebie, dostrzegając parę błękitnych oczu i niebieski mundur.

Jego słabe ciało odleciało.

Zanim zdołał się zorientować, ktoś trzymał jego ramię. W drugiej chwili został rzucony na podłogę, a następnie poczuł czyjeś kolano na swoich plecach i przeszywający ból w wykręcanej do tyłu unieruchomionej ręce.

– Totsuka-san! – krzyknął Kamamoto.

Totsuka spojrzał na niego, odrywając głowę od podłogi.

– Dostałem informację o grupie intruzów – powiedział nieznajomy z uśmiechem. Jego głos był spokojny, ale przepełniony chłodem i arogancją. – Kto jest za to dopowiedziany?

– Teoretycznie ja… – wybełkotał Totsuka.

Nieznajomy człowiek w białym fartuchu uśmiechnął się z nutą wyniosłości.

– Imię.

– Człowiek Trzeciego Króla Suoh Mikoto, Totsuka Tatara.

Wymalowana na twarzy mężczyzny pogarda ustąpiła ledwie zauważalnemu zdziwieniu.

– …Aaach, wiem kim jesteś. Jeden z pierwszych członków Czerwonego Klanu, a jednocześnie najsłabsze ogniwo o nieprzyzwoicie wręcz słabych umiejętnościach.

– Haha, widać, że mam dość niepochlebną opinię. – Totsuka uśmiechnął się nieznacznie po czym wyraźnie sposępniał.

– Jesteś Mizuchi-san?

Mężczyzna zmrużył oczy. Najwyraźniej funkcja, którą pełnił, wymagała od niego niezwykłego opanowania i ostrożności.

– Zgadza się. Jestem dyrektorem tego Instytutu i członkiem Złotego Klanu Króla Kokujyoujiego Daikaku, Mizuchi Koushi.

Po przedstawieniu się Mizuchi spojrzał na młodego Odmieńca. Leżący na podłodze Totsuka nie mógł dostrzec chłopaka, ale albo mu się zdawało, albo słyszał jego wyjątkowo płytki i szybki oddech. Bez wątpienia był bardzo zdenerwowany.

– Wiemy, że przyprowadzając tu tego Odmieńca, narażaliśmy go na niebezpieczeństwo – przyznał Totsuka, za nim Mizuchi wskazał na chłopca brodą.

– Wracaj do siebie.

Po krótkiej chwili Totsuka usłyszał dźwięk oddalających się kroków.

– Więc? Mam nadzieję, że macie dobrą wymówkę.

– Znasz dziecko o imieniu Kushina Anna, prawda?

Na zadane wprost pytanie Mizuchi uniósł do góry jedną brew.

– … Co z nią?

– Wiemy, kim jest to dziecko… ostatniej nocy nasi członkowie walczyli z Niebieskim Klanem. Wyglądało na to, że ją obserwują.

– Ach, tak, słyszałem o tym z raportu. Ale co z tego? Kiedy niebezpieczny Odmieniec wraca do społeczeństwa, kładziemy na niego tymczasowy nadzór. Coś w rodzaju środka zapobiegawczego.

– Nie wydaje mi się.

Zapadła chwila ciszy.

Mizuchi uśmiechnął się dość blado, przenosząc swój wzrok gdzieś za Totsukę. Najpewniej na osobę, która go obezwładniała.

– … Bracia Minato byli wczoraj odpowiedzialni za nadzór Kushiny-kun, prawda?

– Tak – odparł głos za Totsuką. Kiedy wcześniej wpadł na tajemniczego człowieka, jedyną rzeczą, jaką zdołał dostrzec, był niebieski mundur. Nie potrafił określić, kim była owa osoba, ale sądząc po suchym i szorstkim głosie, musiał być to starszy mężczyzna.

Mizuchi kiwnął głową na znak zrozumienia.

– Ta dwójka, którą spotkali wczoraj twoi towarzysze, ma… jakby to powiedzieć… pewne zaburzenia osobowości. To na pewno przez to nabraliście podejrzeń, ale mylicie się, obwiniając z tego powodu Instytut. Ponieważ to nie pierwszy raz, kiedy źle wykonali swoją pracę, poniosą surowe konsekwencje.

Unieruchomiona ręka Totsuki zadrżała nieznacznie. Jakim cudem bliźniaki z Niebieskiego Klanu mogły siedzieć cicho, podczas gdy traktowano ich w tak haniebny i pozbawiony szacunku sposób.

– … Czerwony Klan chce wziąć to dziecko pod opiekę.

Mizuchi zamarł na dźwięk słów Totsuki.

– … Co?

– Jeśli bym tak powiedział, co byś zrobił?

Mężczyzna w białym fartuchu zaśmiał się na głos.

– Śmieszne. Ona jest trudnym przypadkiem Odmieńca. Nie ma mowy, żeby Czerwony Klan, którego hasłem przewodnim jest przemoc, mógł opiekować się dzieckiem. Poza tym muszę chronić swoją reputację.

– Ale jeśli by tego chciała, chyba nie masz prawa jej zatrzymać?

Totsuka zamilkł na chwilę, czekając na reakcję Mizuchiego.

– Jesteście przestępcami, którzy wtargnęli na terytorium innego Króla. Zamiast wygadywać głupoty, powinniście pomyśleć o swojej obecnej sytuacji.

Nagle do uszu Totsuki dotarło niewyraźne burknięcie Kamamoto. Niepokój jego towarzysza sięgał zenitu, więc aby rozluźnić atmosferę, postanowił zmienić temat.

– Ukażecie nas?

Im dłużej trwała ich rozmowa, Mizuchi zdawał się coraz bardziej zagubiony.

– … Chyba powinniśmy.

Totsuka skinął pokojowo głową.

– W porządku – odparł do Mizuchiego, posyłając mu swój standardowy uśmiech.

– Żeby ukarać członka Klanu trzeba dopełnić odpowiednich formalności… moje metody są bardziej otwarte i bezpośrednie.

Totsuka usłyszał, jak Kamamoto wypowiada jego imię przytłumionym głosem. Po krótkiej chwili ciszy Mizuchi westchnął lekko, spoglądając na mężczyznę w niebieskim mundurze.

Człowiek Niebieskiego Klanu skręcił mocniej ramię Totsuki. Ten, w odpowiedzi na ostry ból, wydał z siebie przeraźliwy jęk i zagryzł mocno wargi.

– Totsuka-san!

Totsuka wykorzystał swoją wolną rękę, aby zatrzymać Kamamoto, który miał już zamiar przybyć mu na ratunek. Jego mięśnie skręcały się, a ramię wykrzywiało w nienaturalny sposób. Nie mogąc znieść napięcia, kości i ścięgna całej ręki zdawały się wręcz krzyczeć z bólu. Jednak pomimo spływającego po czole potu oraz okropnego poczucia zmęczenia, Totsuka dzielnie znosił ból, patrząc Mizuchiemu prosto w oczy. Mężczyzna w białym fartuchu obserwował scenę z obojętną miną, jakby co najwyżej sprawdzał datę w kalendarzu. Na widok jego zimnego ale jednocześnie lekko dumnego spojrzenia Totsukę przeszył dreszcz.

Żeby ukarać członka Klanu, trzeba było dopełnić odpowiednich formalności. To prawda. Mimo to ciężko było przestrzegać tej zasady ze względu na indywidualne charaktery każdej z grup. Na przykład taka Homura nigdy nie ujawniała swoich porachunków, tylko wymierzała delikwentowi karę według własnych zasad. Zważywszy na pozycję, jaką posiadał Złoty Klan, powinni oni dawać przykład pozostałym Królom. Mieli wręcz obowiązek przestrzegać wszystkich reguł bardziej niż ktokolwiek inny. Jak się okazało, rzeczywistość wyglądała inaczej. Powodowali ból, czekając aż Totsuka przyzna się do winy i zacznie prosić o litość.

Totsuka starał się zachować spokój, ignorując jednocześnie swoją wykrzywioną rękę. W pewnym momencie ciężkie do zniesienia odgłosy skrzypiących mięśni nagle ucichły, a ból od ramienia aż po łokieć stał się niemal nieodczuwalny.

Cisza trwała i gdyby miała trwać jeszcze dłużej albo wytrzymałość kości Totsuki, albo psychiczna wytrzymałość Kamamoto osiągnęłyby swój limit. Na szczęście Mizuchi w końcu otworzył usta.

– … Jestem najbardziej uznanym i szanowanym członkiem Złotego Klanu. Naturalnie nie mam nic do ukrycia. Ten Instytut jest w całości zarządzany przez Usagich. – Mizuchi machnął lekko w stronę człowieka w niebieskim mundurze, który był już bliski połamania ręki Totsuki. Na znak natychmiast puścił go wolno.

W samą porę, tuż przed utratą przytomności, Totsuka złapał łapczywie oddech, przytrzymując się za obolałe ramię. Ostry ból stał się otępiały, a cała ręka zaczęła pulsować w rytm jego serca.

– Nie rozumiem, dlaczego wysnuliście wobec nas takie podejrzenia… jednak wdanie się w konflikt z Czerwonym Klanem przysporzyłoby zbyt wiele problemów naszemu Królowi. Nie życzę sobie więcej takich incydentów. – Mizuchi zmierzył Totsukę pełnym powagi wzrokiem. – Precz.

Po otrzymaniu dość nieprzyjemnie brzmiącego polecenia Kamamoto podbiegł i ukląkł obok Totsuki.

– Totsuka-san! Nie bądź lekkomyślny!

– W porządku, w porządku, jakoś z tego wyjdziemy.

– Prawie złamali ci rękę!

– Teraz to nieważne. Musimy znaleźć Yatę i Fushimiego…

Kiedy Totsuka spojrzał w górę, jego oczom ukazał się mężczyzna w niebieskim mundurze, który teraz wysyłał wiadomość przez interkom.

– Minato Hayato, Minato Akito, zaprzestańcie walki i wyprowadźcie intruzów. Powtarzam…

Dopiero teraz mógł mu się bliżej przyjrzeć. Miał około czterdziestu lat, ale brzmienie jego głosu było niewątpliwie mylące. Kiedy po raz pierwszy go usłyszał, wyobraził sobie dużo starszego człowieka.

– … Jesteś członkiem Niebieskiego Klanu?

Mężczyzna w mundurze nie odpowiedział, tylko spojrzał beznamiętnie w stronę Totsuki. Ciężko było odczytać z jego oczu jakieś emocje, ale był to inny rodzaj chłodu niż ten w oczach Mizuchiego. W jego wzroku znajdował się pewien rodzaj wahania, jakby w głębi serca gryzło go poczucie winy.

– Mogę wiedzieć, jak się nazywasz?

– …Shiotsu Gen.

Totsuka słyszał już gdzieś to imię. Imię obecnego dowódcy Niebieskiego Klanu.

– Jesteś…

– Cisza – powiedział konsekwentnie Shiotsu. – Nie mam zamiaru z tobą więcej rozmawiać. Odejdźcie.


Suoh skrzywił się z niesmakiem na widok Totsuki i reszty.

– Hahaha… – Totsuka próbował zmienić żartobliwie temat, jednak nie był w stanie ukryć tego, co było widać na pierwszy rzut oka. Cała czwórka wyglądała… źle. Szczególnie Yata i Fushimi, którzy po starciu z uzbrojonymi niebieskimi wyglądali jak po walce z rozwścieczonym lwem.

Suoh przywołał do siebie Totsukę kiwnięciem palca. Kiedy ten stanął obok niego z uśmiechem, mężczyzna chwycił mocno prawe ramię Totsuki. 

– Ah…! – W odpowiedzi na ostry, pulsujący ból, Totsuka niemal krzyknął.

Suoh westchnął rozdrażniony.

– … Skończ się szczerzyć. Jest zwichnięta?

– Jak to? Serio? – zapytał zaskoczony Yata, pochylając się do przodu. W porównaniu do niego i Fushimiego Totsuka nie wyglądał, jakby stało się coś poważnego.

Machnął obojętnie zdrową ręką.

– Nie, nie, ścięgna są całe. Ten facet był profesjonalistą. Yata i Saru-kun są w gorszej sytuacji. Musicie przemyć swoje rany chłopaki.

Yata rzucił pytające spojrzenie w stronę Fushimiego. Ten popatrzył na niego swoim stałym, znudzonym wzrokiem.

– Ty pierwszy.

Na słowa Fushimiego Yata zerknął niepewnie na Totsukę i Suoh.

– Ale na górze…

Jedyna łazienka w barze należała do Suoh i znajdowała się na piętrze obok jego pokoju. Na samą myśl wejścia na teren Króla Yata cofnął się automatycznie. Wzrok Suoh mówił sam za siebie. A idź sobie.

– Dobrze! Przepraszam! – Chłopak skłonił głowę, po czym, spoglądając na Totsukę z lekkim wahaniem, udał się na piętro baru. 

– Tylko nie obudź Anny-chan! – powiedział Kusanagi, zanim Yata zniknął na schodach. Za chwilę westchnął, wychodząc zza baru.

– Totsuka, Fushimi, siadajcie. Obejrzę was.

Po tym, jak obaj usiedli na krzesłach, barman wyciągnął spod lady małą apteczkę.

– Um… przepraszam. – Kamamoto pochylił niespodziewanie głowę, zwracając się w stronę Totsuki.

– Ech? Za co?

Wyglądał na zawstydzonego i przez pierwsze kilka sekund próbował wydusić z siebie jakiekolwiek słowo.

– M-Mimo że z tobą byłem, pozwoliłem by stała ci się krzywda…

Na początku Totsuka zdawał się nie rozumieć, co jego towarzysz miał na myśl.  Za chwilę jednak jego twarz przybrała nieco żałosny wyraz z ironicznym uśmiechem.

– Nie, nie, nie, nie… przestań. To przecież moja wina, że nie potrafię się obronić.

– Ale…

Totsuka oparł się o krzesło, zaciskając oczy.

Był częścią Homury i jednocześnie jej najsłabszym ogniwem.

Na ogół nie był typem, który dbał przesadnie o szczegóły. Nie rozważał żadnych skomplikowanych problemów, ale w takich momentach czuł złość wobec własnych słabości.

– Dobra, dobra. Ten facet może jest słaby, ale umie zaskakiwać. Nie ma się czym martwić – wtrącił Kusanagi, rozładowując tym samym ciężką atmosferę. Obłożył całą trójkę lodem i kiedy kończył opatrywać Fushimiego, piskliwy, stłumiony krzyk dobiegł ich od strony schodów.

– Kyaaaaaah!

Głos należał do mężczyzny, a ściślej mówiąc do Yaty. Chłopak, który już dawno przeszedł okres dojrzewania, wrzasnął kyaaaaaa zupełnie jak mała dziewczynka.

Tostuka wymienił zdziwione spojrzenia z Kamamoto. Po tym przeniósł wzrok na siedzącego tuż obok Fushimiego, który zmarszczył brwi, zerkając na drugie piętro.

– Co to było…?

Zdezorientowany Kusanagi znieruchomiał na krótką chwilę, rzucając ukradkowe spojrzenia w stronę Suoh.

Nikt z obecnych w barze nie odczuwał szczególnej potrzeby, aby sprawdzić powód dziwnego zachowania Yaty. Z racji kompletnego braku reakcji z ich strony Fushimi wstał jako pierwszy ze swojego miejsca. Totsuka, Kamamoto, Kusanagi i Suoh podążyli za nim na piętro baru.

W drzwiach do łazienki stała Anna, a trochę dalej zupełnie nagi i czerwony ze wstydu Yata. Niczym wrona, która bierze szybką kąpiel w kałuży, Yata zagalopował się, wychodząc pośpiesznie spod prysznica. Był całkowicie przemoczony, a ponieważ jego włosy zakleiły mu połowę twarzy, wyglądał niczym skulony na deszczu pies.

Grupa zdążyła zrozumieć zaistniałą sytuację.

– Co… co? Co ty robisz? – piszczał Yata, stojąc naprzeciwko małej Anny. Dziewczynka patrzyła całkiem obojętnie na jego nagie ciało, a kiedy się odezwała, w jej głosie można było usłyszeć delikatną nutę pożałowania.

– Przyszłam umyć ręce.

– Co… eehh?! – Yata płonął ze wstydu, nie myśląc nawet o zakryciu pewnych fragmentów ciała. Zamiast tego wymachiwał bezwładnie rękami, jak gdyby prezentował jakiś koślawy, nowatorski taniec.

– … Skończ się wygłupiać. Wszyscy wiemy, że jesteś dziewiczy jak płatek śniegu – mruknął zdegustowany Fushimi. Bez wątpienia chciał przez to powiedzieć, że doświadczył właśnie najbardziej bezwartościowej rzeczy w całym swoim istnieniu.

– A, a, ale to kobieta…!

– To nie kobieta, tylko mały dzieciak.

– Jest źle wychowana!

– Więc może się pośpieszysz i ukryjesz pewne rzeczy, które mogą ją jeszcze bardziej zdemoralizować.

Podczas gdy Yata przekrzykiwał riposty Fushimiego, Totsuka odwrócił Annę tyłem do nich.

– Ha, nie myślałem, że Yata jest takim idiotą, ale teraz to przeszedł samego siebie – westchnął Kusanagi, wzruszając ramionami. Suoh milczał konsekwentnie, sprawiając wrażenie, jakby w ogóle nie dostrzegł całej sytuacji.

– Yata-san…

Kamamoto spojrzał na Yatę pobłażliwym, trochę rozbawionym wzrokiem, podając mu ręcznik.


Bar został zamknięty. Kamamoto oglądał obrażenia Yatty, Fushimi brał prysznic, a Kusanagi zaczął opatrywać ramię Totsuki.

Wydawało się, że wewnątrz ramienia doszło do krwotoku, przez co powstał ogólny obrzęk i gorączka. Totsuka rozmawiał z Anną, przykładając do ramienia torebkę z lodem. Zdążył już wyjaśnić Kusanagiemu, co stało się w Instytucie, ale nie chciał dzielić się tymi szczegółami z Anną.

– Co robiłaś w ciągu dnia?

– …Spałam.

– Drzemka, hm? Rozumiem. Dobrze spałaś?

– Śniłam razem z Mikoto.

– Ech… jak to…? Od kiedy jesteście tak blisko!? I czemu nazywasz go Mikoto!?

– … Tatara – mruknął ostrzegawczo Kusanagi.

– Ugh, o nie. Co ja teraz zrobię? Czyżbym nie miał już szans u Anny-chan?

– Hej, nawet nie waż się tak żartować przed Honami-sensee. Wyobraź sobie jej reakcję, gdyby się dowiedziała, że Annie groziło niebezpieczeństwo.

– Cóż, sensei jest czasami aż za bardzo beztroska. Kto wie, czy mała dawka niepokoju nie wyszłaby jej na dobre.

Anna wbiła w Totsukę swój pusty, pozbawiony emocji wzrok zupełnie jak podczas ich pierwszego spotkania. Przy okazji nie wyglądała też na specjalnie rozbawioną jego żartami, a mimo to zdawała się mu w pełni ufać.

Nikt nie widział w tym nic złego.

Totsuka słyszał od Kusanagiego, że między Suoh a Anną zaszło coś w ciągu dnia. Mimo wszystko wydawać by się mogło, że ich relacja zmierzała w dobrym kierunku. Ściana, która dzieliła Suoh i dziewczynkę, a także resztę członków Homury, stawała się coraz bardziej krucha.

A także…

Totsuka spojrzał ukradkiem na Suoh.

Ostatnimi czasy Król Homury chodził strasznie ponury, lecz dzisiaj wyglądał znacznie lepiej. Bez wątpienia między Suoh a Anną wytworzyła się wyjątkowa więź. Więź, która mogła powstać tylko pomiędzy nimi i która, kto wie, może byłaby w stanie uleczyć ich niespokojne umysły i dusze.

Kusanagi obandażował schłodzone ramię Totsuki.

– Na razie wystarczy, ale i tak będziesz musiał iść z tym do szpitala.

– W porządku, dzięki. Jeśli zostawię tak, jak jest, w końcu samo się zagoi.

– Nie wiń mnie w takim razie, jak coś będzie nie tak.

Tuż po zabiegu, kiedy Totsuka miał już zakładać koszulkę, Anna spojrzała na jego plecy.

– To – mruknęła, nie odrywając wzroku. – Co to jest?

Totsuka skręcił głowę, aby móc zobaczyć, co dokładnie miała na myśli Anna. Ciężko było mu zobaczyć tył własnych pleców, ale i bez tego od razu zorientował się, o co mogło chodzić.

Na lewej łopatce Totsuki widniał znak Homury. Jego dowód przynależności do Czerwonego Króla.

– Misaki ma taki sam – dodała.

Musiała zobaczyć go w łazience. Totsuka uśmiechnął się i pochylił do Anny plecami, aby mogła zobaczyć znak z bliska.

– To dowód, że jesteśmy członkami Klanu Suoh Mikoto – wyjaśnił, na co dziewczynka przechyliła lekko głowę na bok. Jej twarz jak zwykle pozostawała bez wyrazu. – Członek Klanu, to ktoś, kto otrzymał moc od Króla i służy Królowi. – Totsuka zajrzał w oczy Anny, które przypominały dwie szklane kule. – … Chciałabyś być członkiem Klanu?

W momencie, kiedy to powiedział, poczuł silne uderzenie w tył głowy, a następnie bolesny nacisk na górną część czaszki.

– Auuu

– Przestań gadać głupoty – burknął Suoh, patrząc na Totsukę rozdrażnionym wzrokiem. – Pośpiesz się i wkładaj koszulę.

– Już, już. – Wsunął pośpiesznie obie ręce w rękawy swojej koszulki, po czym pochylił się w stronę Anny. Zakrył dłonią usta, jakby chciał ukryć jakiś ważny sekret.

– Mówiłem całkiem poważnie, wiesz?

Anna rzuciła mu ukradkowe spojrzenie, po czym odwróciła się na pięcie i przymknęła powieki.  


– Czuję się źle po tym wszystkim. – Honami rozejrzała się po pomieszczeniu w niepewny sposób.

– Nie ma problemu. To ja przepraszam, że musisz oglądać ten bajzel.

– Och, nie, to ładny i prosty pokój… ale mieszka w nim Suoh-kun, prawda?

– Nie przejmuj się. Mamy jeszcze wolny składzik, a temu facetowi nie zrobi różnicy, gdzie będzie spał. Myślę, że miejscem w szafie też by nie pogardził – powiedział Kusanagi, uśmiechając się do Honami. Kobieta stała przed wejściem do pokoju, zaglądając niepewnie do środka. Suoh tymczasem opierał się o ścianę w korytarzu i palił papierosa bez słowa skargi.   

Honami spojrzała na pokryte świeżą pościelą łóżko, po czym odwróciła się w jego mężczyzny.

– Suoh-kun, nie chcę ci sprawiać kłopotów, więc możesz tu ze mną zostać, jak chcesz… – powiedziała Honami z pełną powagą.

W odpowiedzi na jej propozycję Suoh warknął cicho, wyglądając, jakby połknął cytrynę.

– …Zgłupiałaś? Chcesz, żebym się na ciebie rzucił? – wypalił wprost i ruszył pośpiesznie w stronę wejścia do składziku.

Kiedy zniknął, Kusanagi zaśmiał się krzywo w stronę Honami.

Kobieta zamarła na chwilę, otwierając szeroko oczy.

– Proszę, nie drażnij młodych facetów~

– Och, daj spokój. W cale nie miałam takiego zamiaru – odparła z uśmiechem Honami.

 Jej żart nie był niewinną grą, a wynikiem zaufania, jakim darzyła swoich byłych uczniów. Czuła się bezpiecznie, mogąc zostać w barze z Anną.

Tak czy inaczej, Suoh ucierpiał na tym najbardziej.

Odkąd Honami dostała urlop z pracy i przyszła do baru, Anna nie odstępowała jej na krok, trzymając ciągle za rękę. Choć wydawało się, że dziewczynka zdążyła już przywyknąć do roztrzepanych chłopaków z Homury, bez wątpienia najbardziej swobodnie czuła się w towarzystwie ciotki. Zupełnie jak każde dziecko cieszące się na widok swoich rodziców.

– Ja muszę niestety iść, ale Totsuka zostaje tu na noc. Jak będziesz czegoś potrzebować albo będziesz miała jakiś problem, proś go śmiało. Nie wymagaj w tej kwestii zbyt wiele od Mikoto…

Honami uśmiechnęła się łagodnie, słysząc w głosie Kusanagiego pewnego rodzaju kpinę. On natomiast zdawał się trochę zdezorientowany jej wyrozumiałością i życzliwym wyrazem twarzy.

– Naprawdę, dziękuję za wszystko. Choć byłam waszą nauczycielką, teraz to wy mi pomagacie.

– … Nieprawda – odparł szybko Kusanagi, dostrzegając po raz pierwszy wyraźne słabości Honami.

Odkąd pamiętał, Honami zawsze była trudna do rozszyfrowania. W liceum potrafiła skarcić Suoh. Wyróżniały ją stanowczość, hardość i pewność siebie. Mimo to, czasami mogła sprawiać wrażenie mocno rozchwianej uczuciowo. 

Nawet teraz nic nie uległo zmianie.

Suoh prawdopodobnie także niepokoił się o Honami. Jej brat i bratowa zmarli, została sama, stając się z dnia na dzień opiekunem siedmioletniej dziewczynki z ciężką chorobą. Miała wystarczająco wiele powodów do zmartwień.

Naprawdę pokochała Annę, a Anna, która miała niezwykłą zdolność patrzenia w ludzkie dusze, wiedziała, że może zaufać Honami. Jej miłość sprawiała, że martwiła się o dalsze losy dziewczynki i postanowiła chronić ją za wszelką cenę.

– … Honami-sensei – mruknął Kusanagi. Kobieta niemal natychmiast ukryła wszystkie zmartwienia i wróciła do swojego stałego uśmiechu. – Jeżeli będziemy mogli jeszcze jakoś pomóc, po prostu daj nam znać.

Honami podziękowała mu skinieniem głowy.

Nagle poczuła, jak Anna ciągnie ją za rękę.

– Ach, przepraszam, Anna. Chcesz już spać? – Honami uklękła naprzeciwko dziewczynki, aby ich oczy znalazły się na tej samej wysokości. Anna popatrzyła na twarz ciotki i otworzyła usta.

– Przeczytasz mi bajkę?

W tonie jej głosu nie zaszła żadna dostrzegalna zmiana, ale to, o co prosiła, było adekwatne do dziecka w jej wieku. Honami odpowiedziała na jej prośbę z uśmiechem. Wyciągnęła kilka książek z dużej torby, dając Annie jedną do wyboru. Następnie obie przeniosły się na łóżko, gdzie Honami wzięła dziewczynkę na kolana. Usadziła ją wygodnie, aby widziała dobrze obrazki, i zaczęła czytać.

Głos Honami wydawał się cicho płynąć, a wsłuchujący się w niego Kusanagi przypomniał sobie nagle czasy liceum. Kobieta była nauczycielką angielskiego. Zawsze, kiedy czytała angielską literaturę, na sali zbierały się masy studentów. Wykłady były popularne zarówno ze względu na sposób, w jaki je prowadziła, jak i ze względu na jej niesamowity, melodyjny głos.

Treść książeczki z obrazkami wydawała się kompletną fantazją. Słuchając historii o księżniczce porwanej przez złego króla, Anna spokojnie pochyliła się w stronę ilustracji, oglądając je z dziecinnym wyrazem twarzy. Podczas gdy twarz lalki była swego rodzaju maską, która wydzielała dystans między nią i resztą ludzi, jej obecny wyraz był tym właściwym i naturalnym.

Przyglądając się siedzącej kobiecie z dzieckiem, Kusanagi poczuł, że zakłóca ich prywatność. Aby nie przerwać lektury, powiedział tylko ciche dobranoc, po czym opuścił pokój.


Po zamknięciu baru Kusanagi i Totsuka dyskutowali o dzisiejszych wydarzeniach i omawiali dalszy plan działania. Przed Totsuką stał nowy koktajl, który już niebawem miał zostać wciągnięty na listę menu. Słowo rewelacja nie brzmiało jednak w jego ustach dość wiarygodnie, dlatego też Kusangi nie zawierzał jego opinii.

– Kiedy byliście w Instytucie, my także poszliśmy się trochę rozejrzeć. Ale cóż, nie dowiedzieliśmy się niczego poza plotkami. Żadnego konkretnego dowodu.

– Zupełnie tak samo jak my, ech…

Kusanagi wszedł za bar i nalał sobie w szklankę trochę whisky. Wypijając powoli bursztynowy płyn, oparł się lekko o ladę.

– Mizuchi Koushi. Członek Złotego Klanu, szef Instytutu Badawczego w Nanakamado… – mruknął pod nosem, zwracając uwagę Totsuki, który siorbał zielonkawy koktajl.

– Znasz go?

– Nie, ledwie obił mi się o uszy. Stał się członkiem Złotego Klanu około dziesięciu lat temu. Przed tym był podobno lekarzem-naukowcem. Wiesz coś na temat ich rekrutacji?

Rekrutacja. Termin odnosił się do ceremonii otrzymania mocy od Króla i stania się członkiem Klanu. W Homurze nigdy nie używano tego słowa, nazywając to po prostu testem. Polegał on na uściśnięciu płonącej ręki Suoh i jeśli delikwent był w stanie oprzeć się jego mocy, zostawał członkiem Klanu. W większości przypadków u nowego członka Czerwonych zwiększała się sprawność fizyczna, otrzymywał moc ognia oraz… znak na ciele.  

– Złoci wybierają tylko tych wyjątkowych i zdolnych, nie?

– Tak. Słyszałem, że w wyniku ich rekrutacji do Złotych dostają się tylko znaczący i wpływowi ludzie. Podobno Złoty Król ściągnął wielu z nich do Japonii zaraz po wojnie. – Mówiąc, Kusanagi wyciągnął papierosa, podpalając go zapalniczką. – … Więc, mimo że Złoty Klan jest ogromny, tylko niewielka część jego członków posiada predyspozycje do walki. Po za tym w innych Klanach też znajdują się zasłużeni ludzie, ale nie zyskali takiej popularności wśród społeczeństwa jak ci od Złotych.

– To dlatego ludzie ze Scepter4 robią za ich strażników, a dyrektor Instytutu wydaje im polecania?

– Pewnie ma uprawnienia. Przypuszczam, że to normalne dla kogoś, kto jest szefem placówki dla Odmieńców.

– To brzmi trochę … Sądzisz, że ktoś zasłużony, kto jest obdarzony mocą Złotego Króla i leczy innych ludzi, mógłby być zły?  – zapytał Totsuka, kołysząc swoją szklanką, w której odbijały się kostki lodu.

Kusanagi spojrzał mu w oczy. 

– A co ty o tym myślisz?

Totsuka odpowiedział swoim stałym uśmiechem.

– Jest zły. Tak myślę.

– No to wszystko jasne.

– Na pewno chcesz podejmować decyzję w oparciu o moje pierwsze wrażenie? – Totsuka popatrzył na Kusanagiego zdziwionym wzrokiem, gdy ten przytaknął bez wahania.

– Większość ludzi nie umie oceniać ludzi po pierwszym wrażeniu, ale ty potrafisz się z każdym dogadać i odnaleźć dobre cechy nawet w najgorszym draniu.

– Ech… nawet ja mam pewne upodobania, jeśli chodzi o innych ludzi.

– Skoro ten gość wzbudził twoje wątpliwości, to wiemy już wszystko, co powinniśmy.

Totsuka uśmiechnął się lekko zmieszany. Cała Homura darzyła go niezwykłym wręcz zaufaniem.

– Ale chciałabym porozmawiać z tamtym facetem… tym z Niebieskiego Klanu.

– Z którymś z tych bliźniaków?

– Nie. Tym, który cię tak urządził. Shitosu Gen-san.

– Jest tymczasowym dowódcą Scepter4.

– Taa, wiem. – Kusanagi zawiesił na krótką chwilę głos. – Musi być mu ciężko. Klan stracił Króla, a teraz siedzi na jego stołku, nawet jeśli to tylko zastępstwo.

– No… a na dodatek Złoci traktują ich jak ochroniarzy.

Kusanagi westchnął i spojrzał na bar.

– Minęło dziesięć lat od śmierci Niebieskiego Króla.

Dziesięć lat bez Króla.

Kusanagi nie mógł im pomóc w żaden sposób, ale myśląc o tych wszystkich miesiącach i latach, czuł się przygnębiony.

Totsuka zwrócił się ku barmanowi, jakby wreszcie zrozumiał coś bardzo ważnego.

– Daj mi sekundę. Skoro Niebieski Króla zmarł dziesięć lat temu, bliźniaki Minato byli w tedy jeszcze bardzo młodzi.

– A ile mogą mieć teraz lat?

– Pewnie są niewiele starsi ode mnie. Miałem dziewięć lat, kiedy powstał Krater Kagutsu.

Wychodziłoby na to, że poprzedni Król przyjmował do Klanu dziesięcioletnie dzieci.

– Hm… Nie miałem okazji jeszcze z tobą o tym porozmawiać. Pytałeś Annę-chan, czy chciałaby dołączyć do Klanu.

– Haha. Chciałem tylko zobaczyć waszą reakcję… ale tak poważnie, co o tym myślisz?

– …Chcesz wciągnąć Annę-chan do Homury?

Na niepokojące wahanie w głosie Kusanagiego Totsuka uśmiechnął się niepewnie i podrapał delikatnie po policzku.

– A czy to nie jest jedyna opcja?

– Masz zamiar sprowadzić małe dziecko na złą drogę… Chyba nie będę w stanie wytłumaczyć się przed Honami-sensei.

– Jak przyłączy się do Homury nawet Złoty Klan nie będzie mógł jej tknąć. Poza tym nie są w porządku wobec Honami-sensei, wmawiając jej, że Anna jest chora.

– Nawet jeśli wszystko jej wyjaśnimy, może zdecydować o powrocie Anny-chan do Instytutu. A tak w ogóle nie możemy być pewni, że zajmiemy się nią lepiej, niż w ośrodku dla Odmieńców.

– Ale chyba nie mamy wątpliwości, że tamto miejsce jest podejrzane…

– Totsuka – Kusanagi przerwał mu z lekkim wyrzutem. – Odsuń rozważania na bok i spróbuj powiedzieć, co naprawdę czujesz.

Po jednym, krótkim zdaniu barmana Totsuka zamilkł na chwilę, po czym wykrzywił usta w krzywym uśmiechu.

– …Martwię się o Annę-chan. Ale prawdą jest też to, że z własnych, egoistycznych powodów myślę, że byłoby fajnie, gdyby z nami została.

Tak naprawdę byłoby miło, gdyby dziewczynka została z Suoh. Mówiąc, że to dla dobra Anny, Totsuka zdał sobie sprawę ze swojego egoistycznego zachowania i podrapał się roztargniony po głowie.

Kusanagi westchnął. Wyciągnął z kieszeni papierosa i wsadził go sobie do ust.

– …Skoro będzie to najlepsze wyjście z sytuacji, pogadam o tym z Mikoto. Ale do tego czasu nie mów nic Annie-chan, żeby nie rzucić słów na wiatr.

– Dobra. Rozumiem – przytaknął Totsuka.

– A, no i co bardzo ważne… – Kusanagi zmrużył oczy, patrząc na ramię chłopaka. – Nie bądź lekkomyślny. Sam przyznałeś, że nie umiesz się bronić, nie?

Totsuka pochylił się nad barem i uderzył w niego kilka razy czołem.

– Ach… taaaak… – mruknął zażenowany, przykładając policzek do zimnej lady. Poczuł identyczne kłucie w sercu jak w tedy, kiedy był przepraszany przez Kamamoto.

– Och, nie. Bardzo często łapiesz z tego powodu dół, nie?

W odpowiedzi na kpiący głos Kusanagiego Totsuka popatrzył na niego z lekkim grymasem na twarzy.

– Nawet ja mam uczucia.

– Przestań. Kiedy jesteś w dołku, to uczucie przełazi na nas wszystkich.

– Dlaczego? – Totsuka uśmiechnął się delikatnie. Kiedy o tym pomyślał, wydawało mu się, że słyszał wcześniej już coś podobnego.

Podniósł do góry rękę, jakby chciał osłonić się przed światłem czerwonego neonu dochodzącego z zewnątrz budynku. Krwista poświata zaczęła przedzierać się między jego palcami.

– …Pomimo tego, że jak wszyscy inni otrzymałem moc od Króla, nie potrafię używać jej w walce.

Totsuka nie tylko miał mało siły, ale jego sprawność fizyczna także nie uległa poprawie. Utknął na poziomie, który klasyfikował go jako zwykłego człowieka znającego kilka magicznych sztuczek z ogniem.

– Szczerze powiedziawszy, wcale nie nadaje się, aby być w Homurze – powiedział Totsuka, krzywiąc się przy tym żałośnie. – Kusanagi-san, wiesz gdzie uderzyć żeby bolało...

– Ech, nie miałem na myśli nic złego – uśmiechnął się barman i sięgnął ręką przez ladę. – Przecież właśnie dlatego cię potrzebujemy, nie?

Jego dłoń pogładziła wierzch głowy Totsuki, który próbował odchylić się i uciec przed dotykiem.

Kiedy spotkali się po raz pierwszy w szkole średniej, Totsuka był najmłodszy i dość często traktowano go w podobny sposób. W tym samym czasie Kusanagi wyglądał i zachowywał się bardzo dojrzale. Gdy powstała Homura i zrzeszyła w sobie wielu innych chłopaków, Totsuka stał się nagle przewodnikiem całego gangu, dorównując ważnością Kusanagiemu.

– Dobra, nie ważne. Zostajesz tutaj na noc, tak? Niestety nie będę mógł przyjść rano, więc zostaw bar zamknięty, ok.?

– … Idziesz gdzieś z samego rana?

– Powiedzmy.

Kusanagi wypuścił z ust cienką smugę dymu papierosowego i uśmiechnął się w stronę Totsuki, jakby coś knuł.

– Jeśli nie masz nic jutro do roboty, weź gdzieś Annę-chan i zaciągnij ze sobą Mikoto.

– Ech?

Po chwili Kusanagi wychylił się za ladę, szepcząc coś Totsuce na ucho.


Tonął we śnie.

Suoh otworzył oczy, gdy zorientował się, że nie może oddychać. W momencie przebudzenia odetchnął głęboko, jakby spędził długi czas pod wodą. Tylko sen. Nie warto było się nim przejmować. Zwykły koszmar, który nie różnił się od pozostałych.

O wiele bardziej drażniący był fakt, że ktoś przyglądał mu się z dość bliskiej odległości.

– …Hej.

Suoh spał w składziku na piętrze. Mimo że Kusanagi zapewniał, że znajdująca się tam kanapa jest w dobrym stanie, w rzeczywistości była już dość stara i pełna dziur, z których wypadała żółtawa gąbką. Ignorując wszelkie niewygody, Suoh wyciągnął się na brzuchu, uważając przy tym, aby nie potrącić leżącej obok Anny. Swoją drogą, jak mniemał, dziewczynka miała spać z Honami…

– Hej… co ty robisz?

Gdyby tego było mało, Anna trzęsła się dość intensywnie.

Suoh zmarszczył brwi. Chwycił ją za ramię niczym lalkę i zmusił aby uniosła głowę. Jej twarz była blada, a oczy szeroko otwarte.

– …Anna.

Wymówienie jej imienia przyszło mu z dużym trudem. Oczy dziewczynki kierowały się w stronę Suoh z lekkim wahaniem, przez co nie był pewny, co ma zrobić w obliczu jej uciekającego spojrzenia. Pomyślał przez chwilę. Anna drżała z zimna, a ponieważ w pobliżu nie było żadnego koca, objął ją, przyciągając do swojej piersi.

Czuł jej nienaturalnie wysoki puls, który zaczął uspokajać się z każdą następną sekundą spędzoną w jego ramionach. Dzięki wytworzonemu przez Suoh ciepłu ciało dziewczynki przestało się wkrótce trząść.

– Miałaś koszmar, czy jak?

Anna przytaknęła z twarzą wtuloną w klatkę piersiową Suoh.

– To moja wina?

Z jednej strony Anna i Suoh byli ze sobą połączeni. Z drugiej jednak przyczyniało się to do wielu koszmarów, które go niepokoiły. W odpowiedzi na jego pytanie Anna pokręciła tym razem głową, nie odrywając nosa od jego piersi.

– Lubię twoje sny.

– Więc co jest?


Anna zamilkła, a Suoh poczuł się w tej sytuacji jeszcze bardziej bezradny. Zupełnie nie wiedział, jak pocieszyć dziecko, które drżało po obejrzeniu koszmaru. Najpierw przytulił ją do siebie, ale nawet jeśli to ją uspokoiło, nie potrafił poradzić sobie z własnymi pełnymi sprzeczności myślami. Czując, że wynikną z tego kłopoty i że nie może tak postępować, wstał z kanapy, przytrzymując Annę przy boku.

Aby nie zbudzić śpiącej w pokoju Honami, postanowił zejść do baru, niosąc dziewczynkę pod ręką niczym lekki bagaż.

Na schodach panowała niemal zupełna ciemność. Na szczęście na zewnątrz zaczęło już powoli świtać, dzięki czemu Suoh był  w stanie dostrzec wnętrze baru i leżący na sofie pod oknami biały koc.

Podszedł do sofy, układając na niej Annę.

– Mmph! – jęknął koc.

Biała kulka poruszyła się kilka razy, ujawniając spod spodu twarz Totsuki.

– Ech, co…? – Rozejrzał się w półśnie po pomieszczeniu. Gdy odkrył, że Anna na nim siedzi, otworzył szeroko oczy.

– Anna-chan? Co się dzieje?

– Była u mnie, kiedy się obudziłem. Zrób coś z tym.

Suoh wepchnął się bez słowa na Totsukę, siadając na jednej z poduszek. Chłopak zmierzył go sennym ale trochę zirytowanym spojrzeniem. Przemilczał komentarz i przesunął się ostrożnie w bok, by nie zrzucić Anny.

– Nie możesz spać? – zapytał niespodziewanie Totsuka. Kiedy poprawiał na sobie koc, przez przypadek dotknął ramienia Anny. Jego palce gwałtownie odskoczyły, jakby dotknął czegoś gorącego.

Syknął przejmująco.

Totsuka obrócił swoją dłoń blisko twarzy, oglądając dokładnie wszystkie palce. Ich opuszki były czerwone, zupełnie jakby wsadził je w sam środek płomienia.

Suoh zmarszczył brwi, przenosząc wzrok na coraz bledszą, wystraszoną twarz Anny. Widząc to, Totsuka niemal natychmiast objął ją zdrowym ramieniem, jakby chciał zapewnić, że nic się nie stało.

– Ach, w porządku, w porządku. Pewnie jakiś nadmiar mocy czy coś. Dość często się zdarza, więc to nic wielkiego.

Nadmiar mocy. Prawdopodobne, a jednak dziwne. Coś takiego zdarzało się, gdy ktoś z Czerwonego Klanu nie potrafił kontrolować płomieni wewnątrz swojego ciała. Anna posiadała umiejętność jasnowidzenia. Dlaczego więc oparzyła Totsukę?

Najwyraźniej on również się nad tym zastanawiał. Jakby szukając odpowiedzi, spojrzał kątem oka na Suoh. Po chwili jego uwagę przykuło jasne światło z małego zegarka stojącego na stole. Bladoniebieski ekran wskazywał 4:30. Teoretycznie rano. 

– Anna-chan, chcesz iść jeszcze spać?

Anna pokręciła głową w milczeniu.

– Jest trochę wcześnie, ale chyba możemy już wstać. Życzysz sobie coś specjalnego na śniadanie?

Totsuka wstał z kanapy, z uśmiechem zarzucając na Annę biały koc. Na widok ich wesołej rozmowy Suoh popatrzył na dziewczynkę z niespotykaną dla siebie ciekawością.


Widziała sen.

Może koszmar.

Nie był to jednak ten rodzaj snu, który wzbudzał nieuzasadniony niepokój, ale inny, ukazujący coś, co stało się w rzeczywistości.

Pomyślała, że nie może być już z Honami. Miała nadzieję, że gdy zostanie u boku tej osoby, wszystko będzie już dobrze. Z człowiekiem, którego zdobił piękny, czerwony kolor i jedyną osobą, której istnienie mogła zrozumieć. Anna odwróciła powoli wzrok.

… Niestety. Nie mogła niczego oczekiwać. Nie mogła go dotknąć.

Anna widziała przed sobą wielki świat. Jednak świat, którego mogła dotknąć był bardzo mały.

Spojrzała na Totsukę, który właśnie wkładał chleb do tostera. Jego palce były długie i cienkie. Tymi samymi palcami dotknął jej przed chwilą. Potem zachował się, jak gdyby nic się nie stało, ale jego palce pozostały czerwone.

Ludzie w tym miejscu byli życzliwi.

Dlatego też nie mogła im pozwolić, aby odkryli prawdę, kryjącą się w jej wnętrzu.

Anna zamknęła oczy. Spokojnie i całkowicie świadomie zamknęła się we własnym świcie, aby to, co w sobie skrywała, nie zaszkodziło nikomu w jej otoczeniu.

Nie mogła pozwolić, aby jej krzyk rozpaczy wymknął się spod kontroli.

4 komentarze:

  1. Pierwsza! :D Jejku jaki świetny rozdział *.* Brakowało mi jedynie jakiegos opisu walki z niebieskimi ;/
    A'propos tłumaczenia: ten rozdział wyszedł ci świetnie :) Tylko... (...) Yata jest takim idiotom.
    Znasz zasady ortografii, prawda? Powinno być idiotą xD A właściwie w ogóle nie powinno tego być żeby mojego Yatę od idiotów wyzwać to jest już szczyt!!! Tylko ja tak mogę ;D
    Czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. I jeszcze chciałam sie zapytać czy w nowelce nie ma przypadkiem jakiś ilustracji?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, że się podoba:D Miejmy nadzieję, że dalej będzie już tylko lepiej ^^ Też się zawiodłam, że zabrakło opisu walki;/ ale co poradzić, sama wymyślać nie będę :P
      Hm... wiesz, że mocno mnie zaskoczyłaś tym okropnym błędem. Sama nie wiem jak to się stało. Quick correct.
      A i owszem, w nowelce jest trochę ilustracji. Niby mogłabym się wysilić i je powstawiać, ale z mojej perspektywy, będą zaburzać ciągłość tekstu. Wasz głos! ^^

      Usuń
    2. Ja bym bardzo chętnie popatrzyła na obrazki ^^

      Usuń