niedziela, 14 lipca 2013

K Side:Red, R1B




Tłumaczenie: Nanoko
Korekta: Niofomune 

„Wow! To nowe wieprzowe ramen jest wprost genialne! Cienki, ciągnący makaron…! A czosnek nadaje niesamowity aromat!”- Kamamoto zachwalał zupę, będąc w trakcie jedzenie trzeciej porcji. Tuż obok niego siedział zamyślony Yata, który obserwował okolice skupionym wzrokiem.


Słońce zaszło już jakiś czas temu za horyzont, ale chłopcy dopiero teraz rozbili swój mały piknik w parku. Siedzieli na ławce obłożeni sitakami z jedzeniem Kamamoto i paroma termosami z ciepłą wodą. Jeszcze chwilę wcześniej na ławce obok siedziała para zakochanych, jednak gdy zobaczyli dwójkę podejrzanych typów, śpiesznie opuścili park.
„Yata-san, chcesz trochę?”- wypijając ostatnie krople ramen, Kamamoto zaszeleścił następną małą torebką z kluskami.

„Nie!... A tak w ogóle, ile można żreć!?”
„Wiesz, Yata-san. Nigdy nie przypuszczałem, że spotkamy się ponownie w takich okolicznościach.”- powiedział Kamamoto, nalewając gorącej wody do kolejnej miski ramen. Tym razem o smaku soi. Yata spojrzał na niego spod łba z nieznacznym uśmieszkiem.

„Taaa, prawda.”
Yata i Kamamoto byli przyjaciółmi z dzieciństwa lub, mówiąc dokładniej, Kamamoto był niegdyś podwładnym Yaty. Swego czasu Yata był najsilniejszy ze wszystkich dzieci w okolicy. Nie bał się walczyć, grał rolę przywódcy i gromadził wokół siebie dzieciaki z całej dzielnicy. Natomiast straszy o rok Kamamoto był po prostu słaby, a na dodatek gruby i niezbyt błyskotliwy. Yata dość często chronił Kamamoto, dlatego też nieporadny chłopak czuł się w pewien sposób zobowiązany wobec swego obrońcy. Podziwiał Yatę i pragnął się do niego upodobnić. Naśladował jego styl złego dzieciaka, a także znacznie poprawił swój wygląd.

To był ten sam Kamamoto. Kamamoto, który sprostał swoim celom i dzięki ogromnemu wysiłkowi stał się podobny do Yaty. Dopiero jednak, odkąd dołączył do Homury, wspiął się na sam szczyt, zdobywając respekt dawnych wrogów.
Gdy był mały, cechował się bardzo niskim wzrostem, krępą budową ciała i bladą skórą. Potem stał się mężczyzną. Znacznie urósł, nie tracąc zupełnie nic ze swoich gabarytów, a jego blada skóra zyskała kolor ciepłej opalenizny.

Kiedy spotkali się ponownie w Homurze, ich pierwsza reakcja nie była wcale pozytywna. Ale nawet z wymalowanym na twarzy przerażeniem Kamamoto poczuł w głębi duszy tą samą radość, którą czuł, gdy byli dziećmi. Powitał go radośnie –„Yata-san? To naprawdę ty Yata-san!”- i w ten sposób ich relacja wróciła do poprzedniego stanu.  
Obecność Kamamoto była prawdopodobnie jednym z czynników, przez które Yata tak szybko zaaklimatyzował się w Homurze. Pomimo że Kamamoto stał dość wysoko w hierarchii Klanu, podporządkowywał się nowicjuszowi i nazywał go Yata-san. Inni członkowie szybko zrozumieli, o co chodzi, z miejsca traktując Yatę jako żelazną część drużyny.

Yata spojrzał w stronę swojego byłego podwładnego i aktualnie najcenniejszego towarzysza. Potem wyprostował się pewnie, aby dosadnie wyjaśnić kilka spraw.
„Od teraz… będę walczyć w imieniu Mikoto-san, tak?

„Tak.”
„Czy w takim razie… mogę podawać wrogom swoje imię? Nie potrzebuję jakiegoś fajnie brzmiącego pseudonimu, czy coś?”

„… Zwyczajne Yata Misaki nie wystarczy?”
Wargi Yaty wygięły się, pokazując zawód i niezadowolenie.

„To nie jest ani trochę fajne, do cholery…”
„Och, tak, teraz pamiętam. Nie lubisz swojego imienia, bo brzmi dość dziewczęco.”

Zirytowany Yata przyłożył Kamamoto prosto w głowę. Chłopak jęknął z bólu, rozmasowując sobie bolące miejsce. To była jedna z tych rzeczy, które nie zmieniły się odkąd byli mali.
„To boli Yata-san…”- powiedział, pocierając blond czuprynę niemal ze łzami w oczach.- „Więc, co? Tylko nie gadaj, że masz zamiar wymyślić sobie jakiś pseudonim?”

„No pewnie!”- odparł żwawo Yata. Po chwili poderwał się z ławki, stanął przed Kamamoto z jedną ręką opartą o biodro i krzyknął głośno, wskazując na siebie kciukiem.- „Yatagarasu! Jak to brzmi?”
Kamamoto obrzucił go dość sceptycznym spojrzeniem.

„… Cóż… W porządku…?”
„Kurna! Co tak bez przekonania!?”

Kamamoto chciał powiedzieć Czy to w porządku, że zaniedbujemy naszą wartę?, ale niestety nie zdążył się w pełni wysłowić. Zamiast odkręcać znaczenie swojej wypowiedzi, wskazał jedynie brodą na blok za nimi.
„Ach!”- nagle Yata przypomniał sobie o obowiązkach. Wrócił do rzeczywistości, odwracając się we wskazanym przez Kamamoto kierunku.- „Kusanagi-san powierzył nam bardzo ważną misję!”.

„Ciągle nic z tego nie rozumiem.”- mruknął Kamamoto. Jego spokój tak niesamowicie kontrastował z narwanym i pełnym entuzjazmu Yatą, że aż ciężko było uwierzyć, że są dobrymi przyjaciółmi.
„Heee?”

„No wiesz… z tego, że mamy chronić panią Kushinę i jej małą siostrzenicę. Nie mam pojęcia dlaczego i po co.”
Miejcie oko na Honami i Annę, upewnijcie się, że nic im nie grozi, sprawdźcie, czy nie dzieje się wokół nich nic dziwnego, a w razie niebezpieczeństwa od razu mnie o tym poinformujcie.- Tak z grubsza brzmiały rozkazy Kusanagiego.

Co prawda pozostało kilka niejasności, ale skoro Honami była partnerką Suoh, z pewnością czyhało na nią z tego powodu wiele niebezpieczeństw. A pokonanie tychże niebezpieczeństw należało do obowiązków całej Homury. Właśnie dlatego Yata był tak bardzo dumny. Uświadamiając sobie powody, dla których walczy, popatrzył na towarzysza pełnymi entuzjazmu oczami.
„Przypadła nam fucha ochrony pani Kushiny, nie? W takim razie musimy zrobić to jak najlepiej!”

„…Ta, ale…”- Widocznie niezadowolony z takiego wyjaśnienia Kamamoto wciągnął na jednym wdechu porcję długich klusek.- Moim zdaniem pani Kushinie nic nie grozi, a nas posłali jako swoje pieski, mające obwąchać czysty teren. To, co powiedział Kusanagi-san, brzmiało jakbyśmy mieli tylko ją obserwować i zorientować, czy wokół nie dzieje się nic dziwnego… To nie ma sensu…”   
Brew Yaty drgnęła.

„Ty… rozkminiłeś taką opcję… Jesteś grubasem, więc pewnie masz szerszy umysł!”
„A tak nawiasem, czy to nie było zadanie dla ciebie i Fushimiego?”

Na pytanie Kamamoto Yata znieruchomiał na chwilę, po czym cmoknął przez zaciśnięte zęby.
„…Ten gość… w kółko tylko gada jakie wszystkie jest kłopotliwe i bez sensu… Spędzanie czasu w jego towarzystwie przyprawia mnie o mdłości…”

 Zachowanie Fushimiego bardzo zmieniło się, odkąd chodzili razem do szkoły. Próbując udawać brak przejęcia z powodu rozpadu ich dawnych relacji, Yata kopnął jedynie stopą o ziemię.   
„Hm? Hej… tam…”- mruknął Kamamoto.

Yata zareagował natychmiast. Gruby palec wskazywał mu na drzwi do mieszkania Honami. Kiedy spojrzał w tamtą stronę, dostrzegł mały cień, poruszający się tuż u wyjścia.
Anna.

„Co ten dzieciak robi?”- Yata zaczął zadzierać do góry głowę i mrużyć oczy, aby móc wyraźniej zobaczyć dziewczynkę.
Anna założyła na plecy mały, ciemnozielony plecak, który ani trochę nie pasował do jej ozdobnej, koronkowej sukienki. Następnie wysunęła się cichutko za drzwi, zamykając je za sobą ostrożnie.

Kamamoto zmarszczył czoło i uniósł głowę.
„Dziecko, które wychodzi się bawić o tej porze?”

„Mi to bardziej wygląda na ucieczkę z domu!”
Żaden inny powód, dla którego małe dziecko mogło wyjść z domu o tej porze z plecakiem, nie przychodził im do głowy.

Yata i Kamamoto spojrzeli na siebie porozumiewawczo, po czym wstali równocześnie z ławki.
Kiedy Anna schodziła po schodach pośpiesznymi kroczkami, Yata wystartował czym prędzej w tamtym kierunku, aby złapać ją na samym dole. Jednak za nim obaj chłopacy zdołali dobiec na miejsce, na ich drodze pojawił się inny cień, blokując drogę do schodów. Nieznajomy miał na sobie niebieski, elegancki mundur. Yata doskonale pamiętał, co to oznaczało. 

… Niebiescy!?
Po zejściu na pierwsze piętro bloku Anna zauważyła w końcu niebieską postać, która zastawiła jej drogę.

W głowie Yaty rozbrzmiały naraz miliony alarmów. Dobrze, że już po chwili był w stanie zebrać wszystko w jedną całość i podjąć jakieś działania.
W biegu rzucił przed siebie deskorolkę, skacząc na nią obiema stopami. Koła tarły ostro o chodnik, rozrzucając wokół nich deszcz maleńkich iskier. Kamamoto pozostał daleko w tyle, a Yata popędził na złamanie karku w kierunku Anny i nieznajomego.

Niebieski mówił coś do dziewczynki, przysuwając się coraz bliżej niej. Z każdym następnym krokiem Anna wycofywała się, wchodząc z powrotem na górę schodów.
Na jej twarzy malowało się autentyczne przerażenie. Zaraz potem mężczyzna podniósł rękę do góry, aby móc chwycić bezbronne dziecko.

„Stój, gnoju!...”- krzyknął donośnie Yata, wybijając deskę w powietrze. Czerwony płomień zajął całą jej drewnianą powierzchnię. Ogień zatańczył na wietrze, lecąc z niesamowitą szybkością wprost w niebieską postać.
Gdy Yata wyskoczył, cel odwrócił się do niego.

Bystre oczy wykazujące wielką inteligencję nie nosiły w sobie ani śladu zdziwienia. Jednym, zwinnym ruchem niebieski odskoczył lekko, schodząc z toru lotu deskorolki. Drewno uderzyło o beton, trzeszcząc głośno i zatrzymując się tuż przed nóżkami Anny. Tymczasem, wykorzystując chwilę dezorientacji niebieskiego, Yata zdążył zająć obronną pozycję między nim a dziewczynką.
„Kim jesteś? I czego chcesz od dzieciaka?”

„Kolor twojej mocy… Musisz być członkiem Klanu niesławnego Trzeciego Króla. Powinienem więc chyba zapytać, jaki masz w tym interes?”
Niebieski był młodym mężczyzną w wieku około dwudziestu lat. Miał chudą twarz i wąskie oczy, które patrzyły czujnie spod czarnej grzywki.

W odpowiedzi na jego pytanie Yata odciągnął kołnierz swojej koszulki.
„Jestem Yata z Homury.”- powiedział dumnie, pokazując czerwony znak na lewym obojczyku.- „A ta dziewczynka jest jak część naszej drużyny. Nie lekceważ siedzącej w niej mocy!”

Mężczyzna rzucił krótkie, zimne spojrzenie na emblemat Czerwonego Klanu. Jego przepełnione pychą oczy nie wykazywały niemal żadnych emocji. Po chwili przeniósł je z powrotem na twarz Yaty. W tym samym momencie Kamamoto dotarł w końcu do schodów i zatrzymał się tuż obok przyjaciela, próbując złapać oddech. Nawet w obliczu walki dwóch na jednego ich przeciwnik dalej nie wykazywał żadnych oznak niepokoju.
Yata spojrzał prosto w szczupłą, bladą twarz Niebieskiego. Czuł, jak krew wewnątrz niego wrze od wzbierającej adrenaliny, a ciało gotuje się od chęci walki. Nie zorietnował się nawet, jak świetlista aura zaczęła wylewać się z niego, pochłaniając niemal całkowicie. Czerwona siła należąca do jedynego Króla, który dla niego istniał – Suoh Mikoto.

„Rozgryzłem cię gościu! Należysz do Niebieskiego Klanu. Tej zgrai elegancików bez Króla, racja?”
Nawet Yata, który stawiał dopiero pierwsze kroki w nowym, nieznanym wcześniej świecie, zdążył dowiedzieć się chociaż podstawowych informacji. W sumie istniało siedmiu Królów, a każdy z nich był obdarzony potężnymi, nadprzyrodzonymi mocami. Jednak Niebieski Król zmarł dziesięć lat temu, a nowy jeszcze się nie ujawnił. Pozbawiony przywództwa Niebieski Klan zdołał jakiś cudem zachować strukturę organizacji. W ich wypadku nie polegało to na niczym innym, niż na rekrutowaniu ludzi o wyjątkowych predyspozycjach.

Niebiescy – znani także jako Scepter4 – pierwotnie i w istocie mieli za zadanie pilnować spraw związanych z nadprzyrodzonymi zjawiskami mogącymi zaburzyć publiczny porządek. Ponadto utworzyli grupę, która utrzymywała niegdyś bardzo zgodne relacje z Czerwonymi.   
Pomimo że Yata celowo starał się sprowokować przeciwnika, Niebieskiemu nie drgnęła nawet powieka. Jego cienkie wargi rozłączyły się powoli, po czym zaczął mówić stanowczym tonem.

„Cofnij się, Czerwony. Jeśli mi się przeciwstawisz, możesz myśleć o tym jako o przeciwstawieniu się woli Drugiego Króla.”
Nie spuszczając poważnego wzroku z przeciwnika, Yata szepnął do stojącego obok niego Kamamoto.

„Drugi Król… Kto to jest?”
„To władca całego Nanakamado!”- syknął natychmiast chłopak.

Dzwon zabił w głowie Yaty, ale nie był do końca pewien, w którym kościele.
„Jaki znowu władca?”

„Och, no dalej! Na pewno to wiesz! Ta cholernie ogromna wieża w Nanakamado? Zarządza nią Złoty Król. Stał się Królem zaraz po wojnie, dlatego jest największym ze wszystkich Królów!” 
Dając ujście swojej irytacji, Yata zareagował automatycznie uderzając Kamamoto mocno w głowę. [„automatycznie” jest o „zareagował” czy „uderzając”? Bo od tego zależy, czy przecinek jest przed czy po słowie.]

„Ow…! Hej, za co to by--”
„Skończony kretynie! Przecież jest oczywiste, że największym Królem jest Mikoto-san!”

„Ale ja wcale nie miałem tego na--”
Kamamoto nie dokończył swoich wyjaśnień, gdyż Yata stanął w bezruchu, wyglądając jakby zaczęło mu się coś rozjaśniać. Chociaż mógł mieć błędne skojarzenia o tym, kim jest i co robi, bez wątpienia słyszał o człowieku tytułowanym jako Złoty Król. 

Siódma dzielnica – Nanakamado – podlegała pod Króla, który odpowiadał za jej politykę i całą gospodarkę. Stojąca w samym centrum Wieża Mihashira była idealnym odzwierciedleniem władzy, jaką dzierżył w swoich rękach.
Kokujouji Daikaku.

Imię władcy Siódmej Dzielnicy tytułowanego jako Drugi, Złoty Król.

W rzeczywistości jednak obdarzony złotą mocą człowiek sprawował władzę w całym kraju. Kontrolował rząd i nadzorował gospodarkę, dzięki czemu Japonia stała się bardzo dobrze prosperującym i silnym ekonomicznie państwem. Wieża Mihashira górowała nad miastem Shizume jako symbol nieograniczonej władzy Złotego Króla. Lecz mimo swej wspaniałości i okazałości dla Yaty nie była niczym więcej, niż tylko budynkiem dla ludzi z kompleksem niższości.

„Mam głęboko gdzieś tego całego Drugiego Króla, władcę, czy kim on tam jest. Do tego nie widzę powodów, żebym miał się go bać albo przepraszać! Pierwsza sprawa, nie jesteś przypadkiem z Niebieskiego Klanu? Twój Król kopnął w kalendarz, więc teraz merdasz ogonkiem pod rozkazami innego!?” - zadrwił ostro Yata – choć nie do końca. Był naprawdę przejęty i rozdrażniony takim stanem rzeczy.

Więź z Królem powinna być czymś nierozerwalnym. Wykonywanie rozkazów innego – a ponadto głoszenie dumnie jego imienia – dla Yaty było czymś godnym pożałowania.
Pozbawiona kolorów, beznamiętna maska mężczyzny drgnęła delikatnie. Kącik jego wąskich ust uniósł się nieznacznie, a powieka jednego oka podskoczyła do góry.

Nagle w powietrzu zawirowała niebieska poświata. Nie dając żadnego ostrzeżenia, przeciwnik ruszył szybko w stronę Yaty.
W ułamku sekundy chłopak przyjął defensywną pozycję, przygotowując się do bloku. Po chwili zauważył jednak, że w rzeczywistości to nie on był celem ataku Niebieskiego.

Był nim Kamamoto.
Niczym pocisk Niebieski zmierzał prosto ku niemu, wyciągając miecz. 

Wydawać by się mogło, że ociężały Kamamoto nie uniknie marnego losu. Ale mimo że wcześniej pochłonął sporą ilość ramen, kiedy wyczuł odpowiednią chwilę, odskoczył sprawnie w tył, unikając bliższego spotkania z mieczem Niebieskiego. Zarówno jego ciało jak i ubrania zapłonęły czerwonymi płomieniami.
Niestety, tuż po spektakularnym uniku za plecami chłopaka znikąd pojawił się drugi cień.

„Uważaj!”- krzyknął Yata i za nim zdążył choćby pomyśleć, podbił deskę do góry, ruszając w stronę przeciwnika. Przyciskając mocno stopy do drewnianej powierzchni, wykręcił lekko ciało, wykonując pół salta.
Brzęk. Spód deskorolki uderzył w metal. Czerwona i niebieska aura spotkały się ze sobą, odpierając wzajemnie.

W momencie lądowania kółka deski potarły mocno o ziemię, wywołując rozdzierający uszy, tępy dźwięk. Bez marnowania ani chwili Yata chwycił Kamamoto za tył jego bluzy i przyciągnął do siebie, odciągając tym samym od drugiego napastnika. Uratowany chłopak otworzył szeroko oczy, obracając się w stronę niezauważonej wcześniej postaci.  
Początkowo Yata pomyślał, że Niebieski użył jakiejś techniki lustrzanego odbicia, ale prawda wyglądała inaczej. Drugi napastnik również miał na sobie niebieski mundur, a ponadto jego twarz była identyczną kopią tego pierwszego. Jedyną dzielącą ich różnicą był fakt, że pierwszy miał czarne włosy, a drugi w kolorze jasnego brązu.

„Wy…”
Musieli być bliźniakami. Obydwaj Niebiescy, czarny i brązowy, przyjęli podobne pozycje z mieczami wymierzonymi w stronę duetu z Homury.

Yata cmoknął głośno przez zaciśnięte zęby.
„Grasz nieczysto, draniu!”- warknął- „Jest dwóch na dwóch, więc atakujcie uczciwie od przodu!”

Niebiescy przechylili tylko głowy w bok, uśmiechając się przebiegle.
„… zupełnie w naszym stylu.”

„Że jak?!”- zirytowany odpowiedzią bliźniaków Yata nadepnął mocno na koniec deskorolki. Złapał ją w rękę i uniósł nieznacznie do góry, naśladując sposób, w jaki Niebiescy trzymali swoje miecze.- „Dobra! Będę waszym przeciwnikiem. Chodźcie, jeśli jeszcze nie macie pełno w gaciach!”
„Przestań.”

Nagle delikatny, cienki głosik przebił się przez głośne okrzyki Yaty.
„Co?”- chłopak obrócił się do źródła dźwięku z lekkim zdziwieniem.

To była Anna.
Przez zupełne skupienie swojej uwagi na Niebieskich Yata całkowicie zapomniał o jej obecności. Z drugiej strony Niebiescy zdawali się znaleźć w podobnej sytuacji. Zauważywszy Annę popatrzyli na siebie, jakby przypomnieli sobie o czymś ważnym.

„…Nie mamy powodów aby z wami walczyć.”- powiedział czarnowłosy mężczyzna.
Yata zmarszczył czoło ze wszystkich sił.

„Co ty chrzanisz!? To wy to zaczęliście!”
„Odpowiedzieliśmy tylko na zniewagę.”- dodał brązowowłosy.

Czarnowłosy bliźniak spojrzał na Annę.
„Zdajesz sobie sprawę ze swojej sytuacji, prawda?”- zapytał.

Z lekkim zawahaniem Anna kiwnęła główką.
„Kim są dla ciebie ci ludzie?”- zapytał brązowowłosy.

„… Przyjaciółmi… Honami.”- padła niewyraźna i niezbyt pewna odpowiedź.
W dziecięcym umyśle wszyscy znajomi bliskiej osoby otrzymywały automatycznie status przyjaciół. W rzeczywistości nie było to nic więcej, niż tylko znajomość, ale i tak Yata poczuł, jak serce zaczyna mu szybciej bić. On sam także nazywał się przyjacielem wszystkich innych ludzi swojego Króla.

„Nie zapomnij, pod czyją jesteś jurysdykcją.”- zauważył chłodno czarnowłosy mężczyzna.
Słysząc jego beznamiętne, pozbawione emocji słowa, Yata zmarszczył groźnie brwi.

„Hej! O czym ty do cholery mówisz?!”
„To nie ma z tobą nic wspólnego. Mam rację?”- mruknął brązowowłosy bliźniak. Ton, którym się posłużył, ewidentnie wymusił na Annie skinięcie głową. Yata poczuł, jak żołądek wywraca mu się na drugą stronę.

„Nie strasz dziecka!”
„Przecież nikomu nie grozimy.”

„Tylko potwierdzamy fakt.”
Niebiescy bliźniacy ponownie odezwali się na przemian, chowając jednocześnie miecze do pochew.

Ich zachowanie zdziwiło kipiącego ze złości Yatę. Bardzo chciał dać tej dwójce nauczkę, ale nie mógł zmusić się do zaatakowania przeciwnika, który schował broń.
„… Tchórzycie?”

„H-Hej, może nie powinniśmy ich nie potrzebnie prowokować. A co jak…”
„Zamknij się.”

Kamamoto próbował powstrzymać Yatę, ale on stał niewzruszony, świdrując Niebieskich wzrokiem. Nie ważne jak długo o tym myślał, bliźniacy zdawali mu się podejrzani. Mógł nie wiedzieć dokładnie o co chodzi, ale był pewien, że owa dwójka była zagrożeniem, o którym mówił im Kusanagi-san. Czy nie powinni więc w takim razie zlać ich po tyłkach tu i teraz? Niestety, gdy przypomniał sobie głos Anny, zawahał się przed urzeczywistnieniu swoich zamiarów.  
Niebiescy zmrużyli wąskie oczy, przywdziewając szydercze uśmiechy.

„Jesteśmy w trakcie wypełniania obowiązków. Jeżeli nam przeszkodzicie, zostaniecie zabici.”
„Złoty Klan nie jest naszym prawowitym Klanem, ale są naszymi pracodawcami. Wszystkie pochopne działania mogą jedynie pogorszyć sytuację twojego Króla.”

Mówiąc to, niebieskie bliźniaki znowu skierowały swoje spojrzenia na Annę. Chłód ich oczu zdawał się przenosić negatywne emocje na dziewczynkę, która automatycznie cofnęła się kilka kroków w tył. Mężczyźni obrócili się na pięcie. Wokół nich wezbrały się błękitne smugi aury, po czym obaj wycofali się, znikając z miejsca starcia.
Yata gapił się na ich rozmyte postacie w milczeniu. Kiedy zdecydował się w końcu pobiec w ich stronę, obaj przeciwnicy zniknęli w towarzystwie błękitnych błysków.

„… Wow, Yata-san…! Byłeś niesamowity…!”- powiedział podekscytowany Kamamoto, jak tylko Niebiescy zniknęli im z oczu.- „To znaczy pamiętam, jak ratowałeś mnie w przeszłości wiele razy… I byłem pewien, że pokażesz, na co cię stać w Homurze, Yata-san! Ale teraz jesteś na zupełnie innym poziomie! Z pewnością zasługujesz na pseudonim Yatagarasu!”

W czasie kiedy Kamamoto nie potrafił dobrać odpowiednich słów, by wyrazić w pełni swój zachwyt, Yata wydawał się pochłonięty czymś zupełnie innym.
„ Yata-san… zapomniałeś już, jaki wybrałeś sobie pseudonim…?”

„…Kamamoto.”
„Co się sta…?”

Próbując przełożyć męską dumę nad swoją wrodzoną dziecinnością, Yata obrócił głowę, patrząc Kamamoto prosto w oczy. Po jego twarzy spływał zimny pot, a on sam wyglądał, jakby był na skraju płaczu.
“Kamamotooo…!”

„C-co jest?”- chłopak nie krył zaskoczenia, słysząc swoje imię wypowiedziane tak żałosnym tonem.
„Jesteś pewien, że zrobiliśmy dobrze?”

„Ale co?”
„Nie pogorszyłem sytuacji Mikoto-san, prawda?”

Po głowie Yaty w kółko kołatały się słowa Niebieskich. Pogorszyć sytuację Króla. Dla niego Suoh był największym wzorem, a możliwość służenia mu rozpierała go dumą Jeśli jednak jego działania miałaby pozostawić rysy na wizerunku Suoh… 
Kamamoto pozostawał przez krótką chwilę oniemiały, ale otrząsnął się szybko i uśmiechnął pobłażliwie, klepiąc Yatę po plecach.

„Nie martw się! To był tylko głupi bełkot przegranych.”
„J-Jasne! Dokładnie tak, racja?”

„Co ważniejsze…”- powiedział poważnym głosem Kamamoto, zwracając się do stojącej za jego plecami Anny.
Yata również zwrócił na nią uwagę.

Anna wyglądała tak sztywno i bez wyrazu, że naprawdę zaczął się o nią martwić. Czy osoba, która przed nim stała, nie była przypadkiem prawdziwym manekinem?
„Więc kim do diabła byli ci Niebiescy?”- zapytał dziewczynki, która stała zmrożona w jednym miejscu.- „Znasz tych kolesi?”

Brak odpowiedzi.
„A tak w ogóle, chciałaś uciec z domu, czy co?”

Po raz kolejny bez odpowiedzi.
Zrezygnowany Yata przeniósł wzrok na Kamamoto, prosząc o pomoc. Niestety, jego towarzysz skrzywił się tylko bezradnie.

„N-no dobra, jestem pewien, że są takie chwile, kiedy chcesz uciec z domu. To jasne. Wiesz, Pani Kushina jest bardzo miła, ale jednocześnie jest też nauczycielką. Musisz pogodzić się z tym, że będzie prawiła ci wykłady, a czasami może i…”
Anna pokręciła nerwowo głową, jakby chciała w desperacji zaprzeczyć słowom Yaty.

Przynajmniej zdołała potwierdzić, że nie była manekinem, ale oprócz tego wzbudziła w chłopaku więcej wątpliwości.
„…Więc próbujesz powiedzieć, że Pani Kushina wcale nie była wkurzająca?”

Dziewczynka skinęła delikatnie.
„Zrobiłaś coś złego w szkole?... Nie, moment, byłaś przez cały czas w szpitalu i pewnie nie chodzisz do szkoły.”

Anna spuściła powoli głowę, ukrywając przepełnione poczuciem winy oczy. Zarówno Yata i Kamamoto znaleźli się w punkcie wyjścia. Nagle drzwi do mieszkania na piętrze otworzyły się gwałtowanie, ukazując bladą ze zmartwienia twarz Honami. Kobieta zauważyła w końcu nieobecność Anny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz