Witamy
w miasteczku Sotoba! Na niewielkim zadupiu gdzie plotki o tym, co Twój sąsiad
zjadł dziś rano na śniadanie rozchodzą się szybciej niż wiadomości e-mailowe.
Mało atrakcyjne miejsce, nie mające zbyt wiele do zaoferowania. Chyba, że
jesteś straszą Panią/ Panem którzy z racji swojej emerytury czerpią frajdę z
przesiadywania na przydrożnej ławeczce i obgadywania wszystkiego wkoło. Z
powodu całkowitego odizolowania od świata każda rodzinka kręci swój własny
biznes. Mamy tu więc stolarza, sklep spożywczy, rzeźnika, jakiś komisariat,
świątynie, klinikę, specjalistkę od czarów i zakład pogrzebowy. Same
niezbędniki, zapewniające mieszkańcom podstawy normalnego funkcjonowania.
Spokój, cisza, ptaszki, urocze domki, drzewa, drzewa, więcej drzew i las. Nie
jeden młody człowiek zwariował by w takich warunkach. Nie inne odczucia nosi w
sobie pewna 15-letnia mieszkanka Sotoby Shimizu Megumi. Dziewczyna od dawna
pragnie wyjechać do dużego miasta, dostać się na dobrą uczelnią, być bogatą i
docenianą. Nie chce żyć jak inni, dlatego znacznie wyróżnia się na tle szarych,
wiecznie zajętych pracą i niedbających o siebie mieszkańców. Jej ubiór, zawsze
jest dość niecodzienny, co spotyka się ze zgryźliwymi komentarzami. Mimo
wszystko, jest bardzo lubiana przez niemal wszystkich. Wyjątek stanowi pewien młody
chłopak. Mieszkający w Sotobie dopiero od roku- Yuuki Natsuno. Dziewczyna
wdycha do niego głęboko, przychodząc codziennie pod jego okno. Chłopak niestety
nie odwzajemnia tej sympatii w żadnym stopniu, a na dodatek jeszcze jawnie
pokazuje swoją pogardę dla jej uczuć. Świnia.
Dalej
poznajemy jeszcze dwójkę, ciekawych osobistości - Doktora Ozaki Toshio i mnicha
z miejscowej świątyni- Seishina Muroi. Panowie mają ostatnio dość sporo na
głowie, gdyż od początku lata, w wiosce umarły już cztery osoby. Nikt nie
wzywał pomocy, a co najdziwniejsze trzecia ofiara musiała mieszkać przez jakiś
czas z dwoma trupami, gdyż jej ciało było niewątpliwie świeższe. Epidemia? Nie
wykluczone.
W
między czasie w mieścinie ma miejsce wielkie wydarzenie. Może nie tak wielkie
dla mieszkańców jak samej Megumi. Do pięknego, nowo wybudowanego na wzgórzu
Kanemasy pałacu, wprowadza się europejska rodzina Kirishiki. Nasza bohaterka,
wyobraża ich sobie jako niezwykle wytwornych, obytych w świecie ludzi, którzy
byli by w stanie wyrwać ją z Sotoby i otworzyć drogę do lepszego życia w
mieście. Po wykrzyczeniu swojego niezadowolenia i irytacji względem „zacofanej”
przyjaciółki Kaori, Megumi ucieka. Zostaje później znaleziona ledwie przytomna
w lesie, a po badaniach i stwierdzeniu anemii, dość szybko umiera.
Shiki
zapowiadało się na naprawdę dobry produkt w swojej kategorii. Pierwsze odcinki
budowały niesamowity klimat, ale z czasem, gdy doktor Toshio (Hause)
zaczął zagłębiać się w temat i prowadzić dochodzenie, powiało nudą. Wątek ten,
byłby znacznie ciekawszy gdyby widz nie wiedział, kto stoi za zgonami kolejnych
mieszkańców. Tymczasem sam trailer wyjawił nam prawdę dawno temu;/ Z czasem
było już jednak tylko lepiej, a każdy kolejny odcinek był lepszy od
poprzedniego. Tak więc mamy do czynienia z wampirami których ofiarą staje się –
wydawać by się mogło- główna bohaterka. Ale jak jest naprawdę? Pierwsze
skrzypce w pierwszej części historii gra Yuuki Natsuno. Oglądamy jak młody
człowiek, musi poradzić sobie ze sprawami na które żaden z dorosłych nie zna
sposobu ani lekarstwa. Wątek doktora jest moim zdaniem trochę ciekawszy i mimo
kiepskiego i nudnego początku nabiera tępa. I to jakiego!
Wampiry
przedstawione w serii nie wychodzą jakoś zbytnio poza stereotypowe ramy. Żywią
się ludzką krwią która daje im siłę, nie wychodzą na słońce, a żeby wejść do
czyjegoś domu muszą zostać zaproszone. Nie wiem czemu ale to ostatnie zawsze mi
się podobało;P Naturalnie giną od kołka lub przez ścięcie głowy. Jedyne co może
dziwić to to, jak został przedstawiony w Shiki wilkołak. Nie jest on tu bowiem-
jak najczęściej bywa- wrogiem wampira, a specjalnym, rzadkim typem krwiopijcy.
Postacie są bardzo dobrze przedstawione. Każda z nich ma wyraziście zarysowany charakter, a motywy działań i ich postępowanie w obliczu zagłady są jak najbardziej na miejscu. Oczywiście znajdą się też bohaterowie kilku epizodów których podaruję sobie nadmieniać . Nie zmienia to jednak faktu, że dla fabuły są dość istotni. Na pierwszy ogień rzucę Yuukiego. Ciężko jest go polubić ze względu na swoje zobojętnienie względem całego świata i ludzi. Jest outsiderem który zawsze stara się działać na własną rękę. Jako jeden z niewielu ma też mózg, tam gdzie mózg znajdować się powinien. Doktor Hause… znaczy Toshio, pochodzi ze znaczącej rodziny która od lat prowadzi w wiosce klinikę. Każdy niewyjaśniony zgon oznacza więc plamę na honorze rodziny, a Toshio nie cofnie się przed niczym (uwierzcie mi, przed NICZYM!) aby dowieść prawdy i w końcu, wyplenić wampiry. Seishin Muroi to postać która przez większość czasu pozostawała w cieniu. Młody, wykształcony mnich, pragnący pomóc ludziom na swój sposób. O ile bardzo lubiłam jego sceny spotkań z małą wampirzycą Sunako, tak on sam nie wzbudził mojej sympatii. Od początku śmierdziało od niego, przesadzoną dobrocią, a jak wiadomo, co za dużo, to nie zdrowo. Sunako natomiast to inna para kaloszy^^ Nie mogę w sumie napisać o niej zbyt wiele żeby nie zabierać frajdy z oglądania. Dziewczynka pomimo „młodego wieku” jest fanką filozoficznych dzieł Muroiego. Tak samo jak cała reszta postaci, wzbudza mieszane uczucia i widz sam, musi zadać sobie pytanie, kto ma racje w przedstawionym tutaj konflikcie. Cała reszta mieszkańców Sotoby stanowi konkretne tło dla całości, a autorka pomaga ich nam rozróżnić stosując odpowiednie oznaczenia.
Postacie są bardzo dobrze przedstawione. Każda z nich ma wyraziście zarysowany charakter, a motywy działań i ich postępowanie w obliczu zagłady są jak najbardziej na miejscu. Oczywiście znajdą się też bohaterowie kilku epizodów których podaruję sobie nadmieniać . Nie zmienia to jednak faktu, że dla fabuły są dość istotni. Na pierwszy ogień rzucę Yuukiego. Ciężko jest go polubić ze względu na swoje zobojętnienie względem całego świata i ludzi. Jest outsiderem który zawsze stara się działać na własną rękę. Jako jeden z niewielu ma też mózg, tam gdzie mózg znajdować się powinien. Doktor Hause… znaczy Toshio, pochodzi ze znaczącej rodziny która od lat prowadzi w wiosce klinikę. Każdy niewyjaśniony zgon oznacza więc plamę na honorze rodziny, a Toshio nie cofnie się przed niczym (uwierzcie mi, przed NICZYM!) aby dowieść prawdy i w końcu, wyplenić wampiry. Seishin Muroi to postać która przez większość czasu pozostawała w cieniu. Młody, wykształcony mnich, pragnący pomóc ludziom na swój sposób. O ile bardzo lubiłam jego sceny spotkań z małą wampirzycą Sunako, tak on sam nie wzbudził mojej sympatii. Od początku śmierdziało od niego, przesadzoną dobrocią, a jak wiadomo, co za dużo, to nie zdrowo. Sunako natomiast to inna para kaloszy^^ Nie mogę w sumie napisać o niej zbyt wiele żeby nie zabierać frajdy z oglądania. Dziewczynka pomimo „młodego wieku” jest fanką filozoficznych dzieł Muroiego. Tak samo jak cała reszta postaci, wzbudza mieszane uczucia i widz sam, musi zadać sobie pytanie, kto ma racje w przedstawionym tutaj konflikcie. Cała reszta mieszkańców Sotoby stanowi konkretne tło dla całości, a autorka pomaga ich nam rozróżnić stosując odpowiednie oznaczenia.
Za
oba openingi i endingi należą się gorące oklaski. Pierwszy, jak to często bywa
trochę lepszy, ale drugi jest tylko pół kroku za nim^^ Przejście z akcji do
openingu w czasie którego pojawia się mała Sunako w śnieżnej kuli to chyba
jedno z najlepszych przejść jakie widziałam. Na końcu dźwięki pozytywki z
utworku „Kuchizuke” i odbijające się w jej rytm światło na czaszce wygląda
równie ślicznie. Obraz idealnie komponuje się z muzyką i… jestem od wielkim wrażeniem. Soundtrack nie jest zbytnio urozmaicony ale kawałki jakie są nam dane słuchać
w najbardziej ekscytujących momentach są na tyle dobre, że nie potrzeba niczego
więcej. Gdyby się uprzeć zminimalizowałabym tylko odgłosy cykad którymi byłam
napastowana prawie za każdym razem kiedy akcja działa się na zewnątrz. Muszę
jednak przyznać, że poprzez ten zabieg wręcz odczułam panujące w serii lato i
ten żar który lał się z nieba nad Sotobą.
Kreska nastomiast do najpiękniejszych nie należy. Potrzebowałam obejrzeć bardzo dużo odcinków aby przyzwyczaić się do tych wszystkich szpiczastych twarzy, dziwnych oczu i tych „ciekawych”… fryzur. Tła może nie zachwycają, ale są wykonane poprawnie. Pamiętajmy, że przez cały czas znajdujemy się w mało ciekawej Sotobie…. Animacja jak najbardziej na plus. Wszelkie niedociągnięcia można usprawiedliwić wampirami… No co? To umarlaki, niektórzy mogą mieć jakieś odruchy pośmiertne czy coś…
„Shiki” nie jest produkcją po którą może sięgnąć każdy, łapiąc za kocyk i kakałko. Brutalność – zwłaszcza pod koniec- zalewa widza hektolitrami krwi i co wrażliwsi na pewno nie będą krzyczeć z zachwytu. Świat, pokazany bez cenzury, bez ugrzecznień, jednak dzięki temu, serii nie można zarzucić braku przygnębiającego klimatu, a o to przecież chodziło. Niektóre momenty są naprawdę w stanie przestraszyć albo chociaż- co odporniejszym- zasiać w sercu ziarno niepokoju. Oglądając „Shiki” stanęłam przed próbą odpowiedzenia sobie na pytanie: „Kto tak naprawdę był zły? Wampir czy człowiek?”. Nad tym tematem można rozwodzić się przez długie godziny i mimo, że ja będę twardo stała po stronie ludzi, wampiry także miały swoje niepodważalne racje. Każda istota ma w końcu prawo do życia, a człowiek jest najgorszą z nich…
Wystawiam
zasłużone 8/10 i na koniec pozwolę sobie wstawić cytat, słowa wypowiedziane
przez Sunako: „Śmierć dla nikogo nie jest okropna. Stary czy młody, dobry czy
zły, dla każdego jest taka sama. Śmierć jest bezstronna. Nie ma szczególnie
okropnej śmierci. To dlatego śmierć jest taka przerażająca. Twoje zwyczaje,
twój wiek, twoja osobowość, twój wygląd… W obliczu śmierci, wszystko to nie ma
znaczenia. Śmierć jest kropna, ponieważ niszczy to wszystko.” Zmusza do
refleksji, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz