Blog umarł już
dawno temu i w sumie daremne wydaje się teraz wstawianie tu jakichkolwiek
notek. Tak czy siak, to moja przestrzeń, która w dalszym ciągu jest moja i mogę
ją wykorzystać wedle mojego widzimisię – a to widzimisię na dziś jest
spowodowane rozczarowaniem- rozczarowanie ciągnące się od początku października
kiedy uświadomiłam sobie jak bardzo zmarnowałam ponad miesiąc wakacji. Uwaga,
proszę nie linczować mnie w myślach – obwiniam za to Fairy Tail.
Ale o co chodzi?
Uwielbiam
shounen'y i długaśne serie po 100 + odcinków. Oczywiście to co do tej pory
widziałam to tylko kropla w morzu i nie mogę się mianować specjalistą na każdej
shounen'owej płaszczyźnie. Niemniej jednak schematy znam bardzo dobrze (a kto
nie?) i mogę już śmiało mówić co jest dobre, a co trzeba zaorać. Nie, nie, nie
mówię, że Fairy Tail jest całkiem do zaorania. Tylko nieliczne tytuły są tak
złe, że ich wydanie powinno skończyć się ukaraniem osób odpowiedzialnych.
Piszę to z
perspektywy osoby, która nie czyta mangi i raczej nie zacznie. Serio, obejrzeć
krótką nieciekawą serię to jedno, ale maratonować przez ponad miesiąc 178
odcinków to już brak szacunku dla własnego czasu... Skoro czuje taki żal
względem anime, jak miałabym teraz zacząć czytać mangę, która przedstawia totalnie
nieinteresującą mnie historię? Are you kidding me? To co jeszcze skłoniło mnie
do chwilowego ożywienia bloga, to moja nowa miłość, a mianowicie Magi: Labyrinth of Magic. Jestem pod ogromnym wrażeniem tej
mangi, do tego stopnia, że śmiało postawię ją obok mojego ukochanego na wieki
wieków amen FullMetal Alchemist- a to już nie przelewki. Tak dobra manga tylko
podkreśliła jak bardzo Fairy Tail pozostaje w tyle. (Wiem, że porównywać mangę
i anime dwóch różnych tytułów, to jak porównywać pomidora z arbuzem, ale wydaje
mi się, że przy moich zarzutach odnośnie ogólnej fabuły, nie ma to znaczenia.)
Pierwsze nadzieje i smakowanie.
Fairy Tail miało
na mojej liście pozycję neutralną z dopiskiem „na pewno kiedyś obejrzę bo
shounen”, a ja chcę wszystkie długaśne shouneny obejrzeć. I stało się.
Obejrzałam OVA z basenem, uśmiałam się i przekonałam jednocześnie. Pierwszy odcinek
zrobił na mnie wrażenie - poprawka, muzyka i płomienie Natsu zrobiły na mnie
wrażenie i samo to już wystarczyło żebym brnęła dalej. Następne odcinki zasiały
ziarno zwątpienia. Poczułam się tak, jakbym została wrzucona pomiędzy jakieś
postacie, które dobrze się już wzajemnie znają, mają własne sprawy, a ja była
outsiderem. Pierwszy minus – nie lubię czegoś takiego. Jest to dla mnie swego
rodzaju nieumiejętność autora aby poprowadzić widza i opowiedzieć mu całą
historię od początku do końca. W taki sposób nie przywiążę się do postaci.
Pierwsze odcinki
na ogół bywają z lekka od czapy (chyba, że mówimy o One Piece, to tam nic nie
jest daremne, zapomniane i bez celu), wiadomo, trzeba się zaznajomić z
uniwersum w stylu daily life. Fairy Tail pada na tym polu już na początku.
Człowiek liczy, że głupoty się skończą i
gadający zegar lub krowa (sorry, byk) stracą później rację bytu.
Niestety, autor o nich pamięta do końca… Cholera, nawet taki Tite zrezygnował z
pokazywania wróżek ze spinek Orihime bo pewnie stwierdził, że to głupie.
Mashima nie ma tego wyczucia.
Pustkę, pustkę widzę.
No dobra, a jak
się mają sprawy z główną częścią historii? Eee… mamy tu jakąś główną historię? Co
to w ogóle za konstrukcja fabuły, która przez 178 odcinków skupia się na
randomowych arc’ach, a dopiero gdzieś tam później ni z gruchy ni z pietruchy
pogłębia się wątek ojca Natsu i smoków w ogóle. Zdecydowanie, do tego momentu
zdążyłam się porządnie zmęczyć i podziękować za współpracę.
Każdy następny
arc przedstawia jeden schemat – mamy nowe postacie lub misję do wykonania, zza
krzaka wyskakuje jakiś randomowy zły, który nie wiadomo czemu (bo tak) chce
zniszczyć świat. Do zniszczenia świata budzi jakąś super legendarną moc/maszynę
(która oczywiście jest sobie bo tak), wszyscy się napieprzają, ten kto umarł i
tak ożyje, Natsu and power of friendship achieve the goal. Nie chce mi się
nawet wspominać o arcu w Edolas. Szczerze? Nie wiem o co tam chodziło. Mashima
chciał chyba nieco bardziej pokręcić fabułę, ale cóż, nie wychodzi mu.
Dobra, ja to
mogę tak długo i soczyście wylewać swoje żale, ale nie chcę odstraszyć
potencjalnego czytelnika (o ile będzie taki) zbyt wielkim nawałem tekstu. Moje
główne zarzuty wobec Fairy Tail to:
1. Dziecinność – tak, wiem, że podobno manga lepsza
(bo jest bardziej dorosła? bo jest w niej krew? więcej cycków?). Mam nawet na
to niezbite dowody i opinie, ale mimo to, wszystkie inne wady są o wiele
bardziej przechylające szale.
2. Brak rozwoju u bohaterów – wszystko tu stoi w miejscu. Jak
już mówiłam, autor nas wrzuca między gromadkę bohaterów i pokazuje ich
przygody. Koniec. Postacie są z góry ukształtowane i jeśli spodziewacie się
jakiś niejednoznacznych, skomplikowanych bohaterów, co do których można mieć
pewne wątpliwości, przejedziecie się. Mashima ponownie próbuje zrobić taką
postać z Gajeela, ale ponownie nie umie tego zrobić.
3. Brak odpowiedniego klimatu – bo kiedy płaczemy to płaczemy, a
kiedy śmiejemy się to śmiejemy. Po to mamy te 100 + odcinków żeby móc się
pośmiać i posmucić, zupełnie jak w życiu. Humor Fairy Tail jest naprawdę fajny,
ale kiedy psują mi nim całkiem niezłą poważniejszą scenę, tracę klimat, nie
mogę się wczuć. Mogiła.
4. Niespójny świat przedstawiony – W tej kategorii naprawdę ciężko żeby
wszystko grało i śpiewało. Takie rzeczy potrafi tylko Oda w One Piece, a hańbą
dla Ody będzie przyrównanie go do Mashimy. Już najbardziej dwa popularne
tasiemce tzn. Bleach i Naruto zrobiły się w pewnym momencie pokręcone jak
makaron w spaghetti. Duża w tym wina rozbudowania historii i brak dalszych
pomysłów, ale Fairy Tail nie obroni się w ten sposób. Historia jest prosta jak
patyk, a i Mashima nie skończył jeszcze głównego wątku (czego?). A mimo to
świat przedstawiony wygląda w ten sposób, że co akurat w danym momencie nam
pasuje to wrzucimy to. Wyjaśnienia? A czy dzieci potrzebują wyjaśnień? „Bo tak
jest fajnie i magicznie” - powinno
wystarczyć ^^ btw. czy Mashima wie na czym polega timeskip? Chyba nie, bo u
niego wygląda to mniej więcej jak : Wszyscy robią timeskip’y, to ja też zrobię,
ale nie rozwijam bohaterów więc różnicy nie będzie. O.
5. Brak dobrze skonstruowanych postaci
– można to
podciągnąć pod kategorię rozwoju bohaterów. Zamiast spośród plejady postaci
polubić 20 osób, polubiłam… 2, nooo, w porywach 3. Erza, Juvia i Gray. Rzygam Natsu i jego nakama power. Lucy to
totalna porażka, a cała reszta jest dla mnie albo randomowa albo robią za kopię
z innych serii. Patrz: Gildarts à Shanks. Nie omieszkam się pominąć mojego byłego ulubieńca – Jellar’a.
Jego postać bardzo mnie intrygowała, miałam małą zagwozdkę z nim związaną i
byłam w stanie przełknąć rozwiązania jakimi sypnął nam autor (choć oczywiście
były one przewidywalne). Wielka szkoda jednak, że Fairy Tail nawet z tych złych
robi dobrych bo tak. Cały urok prysł, a postać stała się żenująca. Shame on Mahima.
6. Power of friendship level hard – bo każdy lubi kiedy bohaterowie
anime poświęcają się dla swoich nakama, tylko… cała idea Fairy Tail opiera się na
tym ze zdwojoną siłą. Ciągle komuś pomagają, ciągle kogoś umoralniają, właściwie to... każdy arc na tym polega! Panie
Mashima, a gdyby tak zamiast wymyślać kolejną pogadankę o przyjaźni, wymyślić
jakiś zaskakujący plot twist?
To teraz polecimy z plusami - dla
równowagi.
1. Muzyka – bo nie była zasługą Mashimy więc
jest dobra. Przepraszam, jaka? Ona jest GENIALNA! Ludzie, ten kto nie oglądał
Fairy Tail i nawet nie ma zamiaru bo coś tam, (powody żeby tego nie robić macie
wyżej) koniecznie przesłuchajcie soundtrack! To perełka nad perełkami,
prawdziwe mistrzostwo świata i jeśli mam być szczera sama ze sobą, to właśnie
muzyka w dużej mierze sprawiła, że przetrwałam seans do końca. Epicki to dobre
słowo aby określić OST tej serii!
2. Erza – miała
IMO najlepszy background i autentycznie duży plus za jej kreacje oraz arc Tower
of Heaven. Podobał mi się bardzo, a na koniec nawet pochlipałam sobie cichutko.
Oczywiście wszystko opierało się o zniszczenie świata i gromadzeniu niszczącej
mocy, ale whatever, to było akurat dobre. Tam gdzie Erza tam jest impreza,
niezależnie od arc'u.
3. Sabertooth – Fajny to był pomysł, ale znowu
brak dobrego rozwinięcia, jakiegoś background’u. Sting i Rogue zgarnęli by moje
oklaski, ale nie zrobią tego. Rogue już został sknocony na początku drugiego
sezonu, a Sting fajny chłopczyna, ale sorry, nie podałam brnąć dalej.
Tyle? Chyba
tyle. Więcej plusów nie widzę, a szkoda, bo chciałabym je zobaczyć. Narzekam
tak bardzo nie dlatego, że chcę objechać jakieś anime, ale dlatego, że mimo
naprawdę dobrego podejścia na początku, na końcu rozczarowałam się. Nie lubię
się rozczarowywać… Chciałam się wkręcić, chciałam mieć fan z kolejnych przygód.
Skłamałabym jakbym powiedziała, że w ogóle się nie bawiłam. Nie, FT ma swój
urok, ma muzykę, ma Erzę, ale z perspektywy obejrzanej całej serii, ta historia
prowadzi donikąd, a momentami nieźle irytuje. Z mojego punktu widzenia to
takie wieczne fillery. To tak jakby ktoś dał Wam do oglądania Bleach’a
puszczając kolejno długie filler’owe arc’i z Baunto, Lurichyo, Zanpaktou itp.
Wynik? Są bohaterowie, którzy już się znają, nie rozwijają się (bo w filler’ach
nie mogą) i większość dzieje się na zasadzie bo tak.
Jak to tylko tylko 6/10?
Jak to tylko tylko 6/10?
Daje się przełknąć z popitką.
Jest tylko jeden
tasiemiec, który rozczarował mnie bardziej i którego ostatecznie dropnęłam po 3
kolejnych szansach jakie mu dawałam – Katekyou Hitman Reborn. Na samą myśl
ściska mnie w żołądku… Porównując te
dwa, Fairy Tail wspominam bardzo miło xD
Więc komu
polecam? Wszystko zależy czego oczekujecie. Jeśli macie swoje 18+, ale nie
oczekujecie rozwijającej się, nawarstwiającej fabuły, zwrotów akcji oraz
zadowolą Was randomowe arc’i z grupą tych samych bohaterów, feel free and have
fun. Niemniej jednak, anime polecam raczej młodszym i tym co jeszcze za dużo
nie widzieli. Widzieliście już nieśmiertelnego Naruto? To pora na Fairy Tail.
Gust Was zweryfikuje. A nóż polubicie ekipę z gildii Ogona Wróżki i mimo całej
tej niespójności i braku ciągłości, polubicie ich przygody :D
Na koniec
pozwolę sobie ostrzec – jeśli nie spodobało się Wam po dobrnięciu do Phantom Lord
arc’u, rzućcie to w cholerę lub zacznijcie czytać podobnież lepszą mangę.
Najlepiej znajdźcie odcinki, w których występuje Erza i obejrzyjcie je. A! I
nie zapomnijcie o przesłuchaniu soundtrack’u!
Mashima, Mashima… chciałeś dobrze, ja wiem. Zdobyłeś mnóstwo fanów i w ogóle, ale prawda jest taka, że tę historie to ty pisałeś na kolanie pod burkiem. Może kiedyś, w dalekiej przyszłości zerknę na mangę i zobaczę co tam jeszcze nawyczyniałeś. W każdym razie, do tej pory nie zaskoczyłeś mnie niczym, a twój shounen jest tak bardzo shounenem, że bardziej się już chyba nie da.
Wspomniałam
wyżej, że jestem na etapie kochania Magi i tak sobie właśnie pomyślałam (osoby,
które mają podobny punkt widzenia na pewno się zgodzą), że jest sobie taka
manga o magii, ze świetnymi postaciami, które ewoluują, która ma szczegółowo zarysowane
uniwersum, ma mnóstwo fabularnych pułapek jakie zastawia autorka na
czytelników, manga, w której nikt nie jest do końca biały ani czarny. I takimi
właśnie rzeczami mogę się karmić i czuć syta. Lubię doszukiwać się smaczków,
lubię kiedy historia jest z góry założona, a autor powoli odsłania kolejne
karty. Lubię kiedy w oparciu o fakty lub prawa jakimi rządzi się dane uniwersum
mogę wymyślać teorie na temat rozwiązań różnych sytuacji. Myślę, że to właśnie
taki, a nie inny gust zdecydował o tym, że sympatyczne Fairy Tail oceniam na 6/10. Sympatyczność
produkcji to jedno, z tym, że ja wolę sięgnąć po coś, co ma do zaoferowania
ciut więcej niż tylko sympatyczność.
Pozdrawiam! ^^
Pozdrawiam! ^^
Dobrze cię widzieć po takiej przerwie :D
OdpowiedzUsuńJeśli jeszcze tego nie zrobiłaś, natychmiast obejrzyj Hunter x Hunter z 2011. To 9 z hakiem na MAL-u jest w tym przypadku absolutnie zasłużone (a ja z ocenami z MAL-a zgadzam się naprawdę rzadko). Nie wiem jakim cudem HxH jest tak mało popularny, ale to jest majstersztyk nie tylko z porównaniu z popularniejszymi shounenami jak Bleach czy Narutard, ale nawet sam z siebie.
Ogółem to miałam zapisane Fairy Tail (i, zdaje się, jeszcze One Peace) do obejrzenia, bo "warto znać" i tak dalej, ale coraz bardziej przekonuję się, że chyba oba spasuję. Bleach i Naruto oglądałam na samym początku mojej przygody z anime i nie miałam jeszcze takiego krytycyzmu - a w tej chwili wiem, że shouneny jednak nie są dla mnie (a jeśli mają być, to niech przedstawiają sobą większą wartość, niż tylko "napierdalamyyyy!!!"), no i szkoda mi marnować tyle czasu na tasiemca, kiedy mogę wtedy obejrzeć kilka krótszych serii i znaleźć jakąś perełkę (pozdrawiam Leijiego Matsumoto, którego oglądam od września, po zalezieniu jednej jego perełki). Ale dlatego jestem pełna podziwu, że chce ci się brnąć przez te wszystkie tasiemcowate shouneny. Chociaż w sumie - ja też wolę, jeśli natykam się na coś dobrego, żeby trwało jak najdłużej (Matsumoto <3), to chyba po prostu sama konwencja współczesnego shounena przestała do mnie przemawiać i poza jednym HxH natykam się raczej na rzeczy przeraźliwie słabe.
Hej, hej! :D Dziękuję, i mnie jest jeszcze bardziej miło, że dostałam od Ciebie komentarz :D
OdpowiedzUsuńHxH polecało mi już tak wiele osób, że na pewno wcześniej czy później nadejdzie ta wiekopomna chwila kiedy odpalę pierwszy odcinek. Jestem bardzo ciekawa gdzie leży fenomen tego anime, ale póki co, zmagam się z niedokończonym One Piece. W najbliższym czasie muszę skonfrontować się z HxH oraz D.Gray-man :)
Widać, że mamy podobne spojrzenie na sprawę oraz, że w tym całym, kolorowym bałaganie powinno być coś więcej niż "napierdalamyyyy!!!" xD Bleach i Naruto, wiadomo, teraz się patrzy bardziej krytycznym okiem na te oba tasiemce, ale jak przypominamy sobie ile fanu mieliśmy z oglądania, to niezadowolenie mija :P Co innego natomiast jak teraz odpalamy długaśnego shounen'a w takim typie- wrażenia są zupełnie odwrotne.
Jak mówiłam, ja długaśne shouneny lubię bo lubię długo oglądać jedną rzecz, zaznajamiać się z bohaterami, śledzić ich przygody i w ogóle ^^ Jeśli rozchodzi sie o One Piece, szczerze, nigdy nie czułam się jakoś mega "wkręcona" w tę serię, a mimo wszystko bardzo przyjemnie się ogląda, świat jest zaskakujący, niesamowicie rozbudowany, bohaterowie nie pozwalają się nie lubić :) Na pewno stawiam ten shounen dużo ponad Bleach'em i Naruto.
A jeśli chodzi o Matsumoto Leijiego to masz na myśli Ginga Tetsudou? Znając Twoją słabość do Space Oper ;)
Co do HxH, to nawet trudno mi powiedzieć, gdzie ten fenomen leży. Chyba po części to kwestia tego, że Togashi w naprawdę inteligentny sposób prowadzi fabułę i kolejne arce są rzeczywiście lepsze od poprzednich, a nie jak zazwyczaj, że im dalej w las, tym większy syf. (Tak, czytam nadal Bleacha, shame on me...) No i osobiście jestem zachwycona jego kreacją antagonistów. Nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkałam, żebym postacie ewidentnie złe obdarzała uwielbieniem - ba, pod tym względem jestem chyba poniżej normy, bo nie trawię np. takich postaci jak Izaya - natomiast w HxH nie mogę się oderwać od Hisoki, Ryodanu czy Chimerzych Mrówek. To chyba trochę jak z Takasugim z Gintamy, którego uważam za genialnie poprowadzonego antagonistę - tylko on pojawia się w serii w ilościach śladowych, a antagoniści w HxH dostają całe mnóstwo czasu antenowego.
Usuń"Bleach i Naruto, wiadomo, teraz się patrzy bardziej krytycznym okiem na te oba tasiemce, ale jak przypominamy sobie ile fanu mieliśmy z oglądania, to niezadowolenie mija :P Co innego natomiast jak teraz odpalamy długaśnego shounen'a w takim typie- wrażenia są zupełnie odwrotne. "
O właśnie, lepiej bym tego nie ujęła. Chociaż Narutard chyba mi już zupełnie zobojętniał, ale w przypadku Bleacha ciągle pamiętam, jak fajnie było oglądać sobie ze znajomymi te pierwsze odcinki i zachwycać się postaciami. I dlatego nadal czytam nowe chaptery, nawet jeżeli są bardzo, bardzo złe.
Co do Matumoto, to akurat Galaxy Express jest cienkie jak barszcz, jak na umiejętności tego faceta. Natomiast absolutnie kupił mnie całym uniwersum Harlocka (zresztą jestem też oczarowana samą tą postacią), a teraz wsiąkłam dodatkowo w uniwersum Yamato. Ale tak ogólnie, to zamierzam obejrzeć wszystko Matsumoto, co uda mi się dorwać, niestety poza Harlockiem, Yamato i Galaxy Express nie ma już takich długich projektów, raczej pojedyncze serie.
Oj tam, nowy rok to nie jest zła pora na wskrzeszanie :P Ale tak na ninje widzę:PPP Do dobrego tasiemca jeszcze tylko 3 miesiące, wytrzymaj ;)
OdpowiedzUsuńCo z następnymi rozdziałami nowelki k?
OdpowiedzUsuńBrak czasu :( ale cieszę się, że ktoś jeszcze o to pyta xD
OdpowiedzUsuńMogę opublikować pierwszą część 5 rozdziału w surowej wersji.
Zaoferowałabym się, że zbetuję, ale niestety nawet z przyjemnościowych rzeczy mam na głowie redakcję własnego opka na konkurs. Ale będę mogła zbetować, jak się już z wszystkich konkursów i kolokwiów wygrzebię.
UsuńWiem :) oczywiście pamiętam o Twojej pomocy ^^
UsuńSama też mam mało czasu żeby tłumaczyć :/
Może za jakiś czas podeśle Ci 5 rozdział, eh :P
Właśnie przeczytałam Twoje tłumaczenie K side red. Bardzo mi się spodobało, zwłaszcza że tłumaczenie stoi na wysokim poziome. Bardzo się cieszę że będzie kontynuowane i czekam z niecierpliwością. Pozdrawiam i życzę dużo wolnego czasu ;)
OdpowiedzUsuńweźcie i wskrzeście blogaska swego niechaj nie straszy w netach duch jego ;-)
OdpowiedzUsuńCo z nowymi rozdziałami?
OdpowiedzUsuń