Tłumaczenie: Nanoko
Korekta: Niofomune
„Wow! To nowe wieprzowe ramen jest wprost genialne! Cienki, ciągnący makaron…! A czosnek nadaje niesamowity aromat!”- Kamamoto zachwalał zupę, będąc w trakcie jedzenie trzeciej porcji. Tuż obok niego siedział zamyślony Yata, który obserwował okolice skupionym wzrokiem.
Słońce zaszło już jakiś czas temu za horyzont, ale
chłopcy dopiero teraz rozbili swój mały piknik w parku. Siedzieli na ławce
obłożeni sitakami z jedzeniem Kamamoto i paroma termosami z ciepłą wodą.
Jeszcze chwilę wcześniej na ławce obok siedziała para zakochanych, jednak gdy
zobaczyli dwójkę podejrzanych typów, śpiesznie opuścili park.
„Yata-san, chcesz trochę?”- wypijając ostatnie krople
ramen, Kamamoto zaszeleścił następną małą torebką z kluskami.
„Nie!... A tak w ogóle, ile można żreć!?”
„Wiesz, Yata-san. Nigdy nie przypuszczałem, że spotkamy
się ponownie w takich okolicznościach.”- powiedział Kamamoto, nalewając gorącej
wody do kolejnej miski ramen. Tym razem o smaku soi. Yata spojrzał na niego
spod łba z nieznacznym uśmieszkiem.
„Taaa, prawda.”
Yata i Kamamoto byli przyjaciółmi z dzieciństwa lub,
mówiąc dokładniej, Kamamoto był niegdyś podwładnym Yaty. Swego czasu Yata był
najsilniejszy ze wszystkich dzieci w okolicy. Nie bał się walczyć, grał rolę
przywódcy i gromadził wokół siebie dzieciaki z całej dzielnicy. Natomiast
straszy o rok Kamamoto był po prostu słaby, a na dodatek gruby i niezbyt
błyskotliwy. Yata dość często chronił Kamamoto, dlatego też nieporadny chłopak
czuł się w pewien sposób zobowiązany wobec swego obrońcy. Podziwiał Yatę i
pragnął się do niego upodobnić. Naśladował jego styl złego dzieciaka, a także
znacznie poprawił swój wygląd.
To był ten sam Kamamoto. Kamamoto, który sprostał swoim
celom i dzięki ogromnemu wysiłkowi stał się podobny do Yaty. Dopiero jednak,
odkąd dołączył do Homury, wspiął się na sam szczyt, zdobywając respekt dawnych
wrogów.
Gdy był mały, cechował się bardzo niskim wzrostem, krępą
budową ciała i bladą skórą. Potem stał się mężczyzną. Znacznie urósł, nie
tracąc zupełnie nic ze swoich gabarytów, a jego blada skóra zyskała kolor ciepłej
opalenizny.
Kiedy spotkali się ponownie w Homurze, ich pierwsza
reakcja nie była wcale pozytywna. Ale nawet z wymalowanym na twarzy
przerażeniem Kamamoto poczuł w głębi duszy tą samą radość, którą czuł, gdy byli
dziećmi. Powitał go radośnie –„Yata-san? To naprawdę ty Yata-san!”- i w ten
sposób ich relacja wróciła do poprzedniego stanu.
Obecność Kamamoto była prawdopodobnie jednym z czynników,
przez które Yata tak szybko zaaklimatyzował się w Homurze. Pomimo że Kamamoto
stał dość wysoko w hierarchii Klanu, podporządkowywał się nowicjuszowi i
nazywał go Yata-san. Inni członkowie
szybko zrozumieli, o co chodzi, z miejsca traktując Yatę jako żelazną część
drużyny.
Yata spojrzał w stronę swojego byłego podwładnego i
aktualnie najcenniejszego towarzysza. Potem wyprostował się pewnie, aby
dosadnie wyjaśnić kilka spraw.
„Od teraz… będę walczyć w imieniu Mikoto-san, tak?
„Tak.”
„Czy w takim razie… mogę podawać wrogom swoje imię? Nie
potrzebuję jakiegoś fajnie brzmiącego pseudonimu, czy coś?”
„… Zwyczajne Yata Misaki nie wystarczy?”
Wargi Yaty wygięły się, pokazując zawód i niezadowolenie.
„To nie jest ani trochę fajne, do cholery…”
„Och, tak, teraz pamiętam. Nie lubisz swojego imienia, bo
brzmi dość dziewczęco.”
Zirytowany Yata przyłożył Kamamoto prosto w głowę.
Chłopak jęknął z bólu, rozmasowując sobie bolące miejsce. To była jedna z tych
rzeczy, które nie zmieniły się odkąd byli mali.
„To boli Yata-san…”- powiedział, pocierając blond
czuprynę niemal ze łzami w oczach.- „Więc, co? Tylko nie gadaj, że masz zamiar
wymyślić sobie jakiś pseudonim?”
„No pewnie!”- odparł żwawo Yata. Po chwili poderwał się z
ławki, stanął przed Kamamoto z jedną ręką opartą o biodro i krzyknął głośno,
wskazując na siebie kciukiem.- „Yatagarasu! Jak to brzmi?”
Kamamoto obrzucił go dość sceptycznym spojrzeniem.
„… Cóż… W porządku…?”
„Kurna! Co tak bez przekonania!?”
Kamamoto chciał powiedzieć Czy to w porządku, że zaniedbujemy naszą wartę?, ale niestety nie
zdążył się w pełni wysłowić. Zamiast odkręcać znaczenie swojej wypowiedzi, wskazał
jedynie brodą na blok za nimi.
„Ach!”- nagle Yata przypomniał sobie o obowiązkach.
Wrócił do rzeczywistości, odwracając się we wskazanym przez Kamamoto kierunku.-
„Kusanagi-san powierzył nam bardzo ważną misję!”.
„Ciągle nic z tego nie rozumiem.”- mruknął Kamamoto. Jego
spokój tak niesamowicie kontrastował z narwanym i pełnym entuzjazmu Yatą, że aż
ciężko było uwierzyć, że są dobrymi przyjaciółmi.
„Heee?”
„No wiesz… z tego, że mamy chronić panią Kushinę i jej
małą siostrzenicę. Nie mam pojęcia dlaczego i po co.”
Miejcie oko na Honami i
Annę, upewnijcie się, że nic im nie grozi, sprawdźcie, czy nie dzieje się wokół
nich nic dziwnego, a w razie niebezpieczeństwa od razu mnie o tym
poinformujcie.- Tak z
grubsza brzmiały rozkazy Kusanagiego.
Co prawda pozostało kilka niejasności, ale skoro Honami
była partnerką Suoh, z pewnością czyhało na nią z tego powodu wiele
niebezpieczeństw. A pokonanie tychże niebezpieczeństw należało do obowiązków
całej Homury. Właśnie dlatego Yata był tak bardzo dumny. Uświadamiając sobie
powody, dla których walczy, popatrzył na towarzysza pełnymi entuzjazmu oczami.
„Przypadła nam fucha ochrony pani Kushiny, nie? W takim razie
musimy zrobić to jak najlepiej!”
„…Ta, ale…”- Widocznie niezadowolony z takiego
wyjaśnienia Kamamoto wciągnął na jednym wdechu porcję długich klusek.- Moim
zdaniem pani Kushinie nic nie grozi, a nas posłali jako swoje pieski, mające
obwąchać czysty teren. To, co powiedział Kusanagi-san, brzmiało jakbyśmy mieli
tylko ją obserwować i zorientować, czy wokół nie dzieje się nic dziwnego… To
nie ma sensu…”
Brew Yaty drgnęła.
„Ty… rozkminiłeś taką opcję… Jesteś grubasem, więc pewnie
masz szerszy umysł!”
„A tak nawiasem, czy to nie było zadanie dla ciebie i
Fushimiego?”
Na pytanie Kamamoto Yata znieruchomiał na chwilę, po czym
cmoknął przez zaciśnięte zęby.
„…Ten gość… w kółko tylko gada jakie wszystkie jest
kłopotliwe i bez sensu… Spędzanie czasu w jego towarzystwie przyprawia mnie o mdłości…”
Zachowanie
Fushimiego bardzo zmieniło się, odkąd chodzili razem do szkoły. Próbując udawać
brak przejęcia z powodu rozpadu ich dawnych relacji, Yata kopnął jedynie stopą
o ziemię.
„Hm? Hej… tam…”- mruknął Kamamoto.
Yata zareagował natychmiast. Gruby palec wskazywał mu na
drzwi do mieszkania Honami. Kiedy spojrzał w tamtą stronę, dostrzegł mały cień,
poruszający się tuż u wyjścia.
Anna.
„Co ten dzieciak robi?”- Yata zaczął zadzierać do góry
głowę i mrużyć oczy, aby móc wyraźniej zobaczyć dziewczynkę.
Anna założyła na plecy mały, ciemnozielony plecak, który
ani trochę nie pasował do jej ozdobnej, koronkowej sukienki. Następnie wysunęła
się cichutko za drzwi, zamykając je za sobą ostrożnie.
Kamamoto zmarszczył czoło i uniósł głowę.
„Dziecko, które wychodzi się bawić o tej porze?”
„Mi to bardziej wygląda na ucieczkę z domu!”
Żaden inny powód, dla którego małe dziecko mogło wyjść z
domu o tej porze z plecakiem, nie przychodził im do głowy.
Yata i Kamamoto spojrzeli na siebie porozumiewawczo, po
czym wstali równocześnie z ławki.
Kiedy Anna schodziła po schodach pośpiesznymi kroczkami,
Yata wystartował czym prędzej w tamtym kierunku, aby złapać ją na samym dole.
Jednak za nim obaj chłopacy zdołali dobiec na miejsce, na ich drodze pojawił
się inny cień, blokując drogę do schodów. Nieznajomy miał na sobie niebieski,
elegancki mundur. Yata doskonale pamiętał, co to oznaczało.
… Niebiescy!?
Po zejściu na pierwsze piętro bloku Anna zauważyła w
końcu niebieską postać, która zastawiła jej drogę.
W głowie Yaty rozbrzmiały naraz miliony alarmów. Dobrze,
że już po chwili był w stanie zebrać wszystko w jedną całość i podjąć jakieś
działania.
W biegu rzucił przed siebie deskorolkę, skacząc na nią
obiema stopami. Koła tarły ostro o chodnik, rozrzucając wokół nich deszcz
maleńkich iskier. Kamamoto pozostał daleko w tyle, a Yata popędził na złamanie
karku w kierunku Anny i nieznajomego.
Niebieski mówił coś do dziewczynki, przysuwając się coraz
bliżej niej. Z każdym następnym krokiem Anna wycofywała się, wchodząc z
powrotem na górę schodów.
Na jej twarzy malowało się autentyczne przerażenie. Zaraz
potem mężczyzna podniósł rękę do góry, aby móc chwycić bezbronne dziecko.
„Stój, gnoju!...”- krzyknął donośnie Yata, wybijając
deskę w powietrze. Czerwony płomień zajął całą jej drewnianą powierzchnię. Ogień
zatańczył na wietrze, lecąc z niesamowitą szybkością wprost w niebieską postać.
Gdy Yata wyskoczył, cel odwrócił się do niego.
Bystre oczy wykazujące wielką inteligencję nie nosiły w
sobie ani śladu zdziwienia. Jednym, zwinnym ruchem niebieski odskoczył lekko,
schodząc z toru lotu deskorolki. Drewno uderzyło o beton, trzeszcząc głośno i
zatrzymując się tuż przed nóżkami Anny. Tymczasem, wykorzystując chwilę
dezorientacji niebieskiego, Yata zdążył zająć obronną pozycję między nim a
dziewczynką.
„Kim jesteś? I czego chcesz od dzieciaka?”
„Kolor twojej mocy… Musisz być członkiem Klanu
niesławnego Trzeciego Króla. Powinienem więc chyba zapytać, jaki masz w tym
interes?”
Niebieski był młodym mężczyzną w wieku około dwudziestu
lat. Miał chudą twarz i wąskie oczy, które patrzyły czujnie spod czarnej
grzywki.
W odpowiedzi na jego pytanie Yata odciągnął kołnierz
swojej koszulki.
„Jestem Yata z Homury.”- powiedział dumnie, pokazując
czerwony znak na lewym obojczyku.- „A ta dziewczynka jest jak część naszej
drużyny. Nie lekceważ siedzącej w niej mocy!”
Mężczyzna rzucił krótkie, zimne spojrzenie na emblemat Czerwonego
Klanu. Jego przepełnione pychą oczy nie wykazywały niemal żadnych emocji. Po
chwili przeniósł je z powrotem na twarz Yaty. W tym samym momencie Kamamoto
dotarł w końcu do schodów i zatrzymał się tuż obok przyjaciela, próbując złapać
oddech. Nawet w obliczu walki dwóch na jednego ich przeciwnik dalej nie
wykazywał żadnych oznak niepokoju.
Yata spojrzał prosto w szczupłą, bladą twarz
Niebieskiego. Czuł, jak krew wewnątrz niego wrze od wzbierającej adrenaliny, a
ciało gotuje się od chęci walki. Nie zorietnował się nawet, jak świetlista aura
zaczęła wylewać się z niego, pochłaniając niemal całkowicie. Czerwona siła
należąca do jedynego Króla, który dla niego istniał – Suoh Mikoto.
„Rozgryzłem cię gościu! Należysz do Niebieskiego Klanu.
Tej zgrai elegancików bez Króla, racja?”
Nawet Yata, który stawiał dopiero pierwsze kroki w nowym,
nieznanym wcześniej świecie, zdążył dowiedzieć się chociaż podstawowych
informacji. W sumie istniało siedmiu Królów, a każdy z nich był obdarzony
potężnymi, nadprzyrodzonymi mocami. Jednak Niebieski Król zmarł dziesięć lat
temu, a nowy jeszcze się nie ujawnił. Pozbawiony przywództwa Niebieski Klan
zdołał jakiś cudem zachować strukturę organizacji. W ich wypadku nie polegało
to na niczym innym, niż na rekrutowaniu ludzi o wyjątkowych predyspozycjach.
Niebiescy – znani także jako Scepter4 – pierwotnie i w
istocie mieli za zadanie pilnować spraw związanych z nadprzyrodzonymi
zjawiskami mogącymi zaburzyć publiczny porządek. Ponadto utworzyli grupę, która
utrzymywała niegdyś bardzo zgodne relacje z Czerwonymi.
Pomimo że Yata celowo starał się sprowokować przeciwnika,
Niebieskiemu nie drgnęła nawet powieka. Jego cienkie wargi rozłączyły się
powoli, po czym zaczął mówić stanowczym tonem.
„Cofnij się, Czerwony. Jeśli mi się przeciwstawisz,
możesz myśleć o tym jako o przeciwstawieniu się woli Drugiego Króla.”
Nie spuszczając poważnego wzroku z przeciwnika, Yata
szepnął do stojącego obok niego Kamamoto.
„Drugi Król… Kto to jest?”
„To władca całego Nanakamado!”- syknął natychmiast
chłopak.
Dzwon zabił w głowie Yaty, ale nie był do końca pewien, w
którym kościele.
„Jaki znowu władca?”
„Och, no dalej! Na pewno to wiesz! Ta cholernie ogromna
wieża w Nanakamado? Zarządza nią Złoty Król. Stał się Królem zaraz po wojnie,
dlatego jest największym ze wszystkich Królów!”
Dając ujście swojej irytacji, Yata zareagował
automatycznie uderzając Kamamoto mocno w głowę. [„automatycznie” jest o
„zareagował” czy „uderzając”? Bo od tego zależy, czy przecinek jest przed czy
po słowie.]
„Ow…! Hej, za co to by--”
„Skończony kretynie! Przecież jest oczywiste, że największym
Królem jest Mikoto-san!”
„Ale ja wcale nie miałem tego na--”
Kamamoto nie dokończył swoich wyjaśnień, gdyż Yata stanął
w bezruchu, wyglądając jakby zaczęło mu się coś rozjaśniać. Chociaż mógł mieć
błędne skojarzenia o tym, kim jest i co robi, bez wątpienia słyszał o człowieku
tytułowanym jako Złoty Król.
Siódma dzielnica – Nanakamado – podlegała pod Króla,
który odpowiadał za jej politykę i całą gospodarkę. Stojąca w samym centrum
Wieża Mihashira była idealnym odzwierciedleniem władzy, jaką dzierżył w swoich
rękach.
Kokujouji
Daikaku.Imię władcy Siódmej Dzielnicy tytułowanego jako Drugi, Złoty Król.
W rzeczywistości jednak obdarzony złotą mocą człowiek
sprawował władzę w całym kraju. Kontrolował rząd i nadzorował gospodarkę,
dzięki czemu Japonia stała się bardzo dobrze prosperującym i silnym
ekonomicznie państwem. Wieża Mihashira górowała nad miastem Shizume jako symbol
nieograniczonej władzy Złotego Króla. Lecz mimo swej wspaniałości i okazałości
dla Yaty nie była niczym więcej, niż tylko budynkiem
dla ludzi z kompleksem niższości.
„Mam głęboko gdzieś tego całego Drugiego Króla, władcę, czy kim on tam jest. Do tego nie widzę powodów, żebym miał się go bać albo przepraszać! Pierwsza sprawa, nie jesteś przypadkiem z Niebieskiego Klanu? Twój Król kopnął w kalendarz, więc teraz merdasz ogonkiem pod rozkazami innego!?” - zadrwił ostro Yata – choć nie do końca. Był naprawdę przejęty i rozdrażniony takim stanem rzeczy.
Więź z Królem powinna być czymś nierozerwalnym.
Wykonywanie rozkazów innego – a ponadto głoszenie dumnie jego imienia – dla
Yaty było czymś godnym pożałowania.
Pozbawiona kolorów, beznamiętna maska mężczyzny drgnęła
delikatnie. Kącik jego wąskich ust uniósł się nieznacznie, a powieka jednego
oka podskoczyła do góry.
Nagle w powietrzu zawirowała niebieska poświata. Nie
dając żadnego ostrzeżenia, przeciwnik ruszył szybko w stronę Yaty.
W ułamku sekundy chłopak przyjął defensywną pozycję,
przygotowując się do bloku. Po chwili zauważył jednak, że w rzeczywistości to
nie on był celem ataku Niebieskiego.
Był nim Kamamoto.
Niczym pocisk Niebieski zmierzał prosto ku niemu,
wyciągając miecz.
Wydawać by się mogło, że ociężały Kamamoto nie uniknie
marnego losu. Ale mimo że wcześniej pochłonął sporą ilość ramen, kiedy wyczuł
odpowiednią chwilę, odskoczył sprawnie w tył, unikając bliższego spotkania z
mieczem Niebieskiego. Zarówno jego ciało jak i ubrania zapłonęły czerwonymi
płomieniami.
Niestety, tuż po spektakularnym uniku za plecami chłopaka
znikąd pojawił się drugi cień.
„Uważaj!”- krzyknął Yata i za nim zdążył choćby pomyśleć,
podbił deskę do góry, ruszając w stronę przeciwnika. Przyciskając mocno stopy
do drewnianej powierzchni, wykręcił lekko ciało, wykonując pół salta.
Brzęk. Spód deskorolki uderzył w metal.
Czerwona i niebieska aura spotkały się ze sobą, odpierając wzajemnie.
W momencie lądowania kółka deski potarły mocno o ziemię,
wywołując rozdzierający uszy, tępy dźwięk. Bez marnowania ani chwili Yata
chwycił Kamamoto za tył jego bluzy i przyciągnął do siebie, odciągając tym
samym od drugiego napastnika. Uratowany chłopak otworzył szeroko oczy,
obracając się w stronę niezauważonej wcześniej postaci.
Początkowo Yata pomyślał, że Niebieski użył jakiejś
techniki lustrzanego odbicia, ale prawda wyglądała inaczej. Drugi napastnik
również miał na sobie niebieski mundur, a ponadto jego twarz była identyczną
kopią tego pierwszego. Jedyną dzielącą ich różnicą był fakt, że pierwszy miał
czarne włosy, a drugi w kolorze jasnego brązu.
„Wy…”
Musieli być bliźniakami. Obydwaj Niebiescy, czarny i
brązowy, przyjęli podobne pozycje z mieczami wymierzonymi w stronę duetu z
Homury.
Yata cmoknął głośno przez zaciśnięte zęby.
„Grasz nieczysto, draniu!”- warknął- „Jest dwóch na dwóch,
więc atakujcie uczciwie od przodu!”
Niebiescy przechylili tylko głowy w bok, uśmiechając się
przebiegle.
„… zupełnie w naszym stylu.”
„Że jak?!”- zirytowany odpowiedzią bliźniaków Yata
nadepnął mocno na koniec deskorolki. Złapał ją w rękę i uniósł nieznacznie do
góry, naśladując sposób, w jaki Niebiescy trzymali swoje miecze.- „Dobra! Będę
waszym przeciwnikiem. Chodźcie, jeśli jeszcze nie macie pełno w gaciach!”
„Przestań.”
Nagle delikatny, cienki głosik przebił się przez głośne
okrzyki Yaty.
„Co?”- chłopak obrócił się do źródła dźwięku z lekkim
zdziwieniem.
To była Anna.
Przez zupełne skupienie swojej uwagi na Niebieskich Yata
całkowicie zapomniał o jej obecności. Z drugiej strony Niebiescy zdawali się
znaleźć w podobnej sytuacji. Zauważywszy Annę popatrzyli na siebie, jakby
przypomnieli sobie o czymś ważnym.
„…Nie mamy powodów aby z wami walczyć.”- powiedział
czarnowłosy mężczyzna.
Yata zmarszczył czoło ze wszystkich sił.
„Co ty chrzanisz!? To wy to zaczęliście!”
„Odpowiedzieliśmy tylko na zniewagę.”- dodał
brązowowłosy.
Czarnowłosy bliźniak spojrzał na Annę.
„Zdajesz sobie sprawę ze swojej sytuacji, prawda?”-
zapytał.
Z lekkim zawahaniem Anna kiwnęła główką.
„Kim są dla ciebie ci ludzie?”- zapytał brązowowłosy.
„… Przyjaciółmi… Honami.”- padła niewyraźna i niezbyt
pewna odpowiedź.
W dziecięcym umyśle wszyscy znajomi bliskiej osoby
otrzymywały automatycznie status przyjaciół.
W rzeczywistości nie było to nic więcej, niż tylko znajomość, ale i tak Yata poczuł, jak serce zaczyna mu szybciej
bić. On sam także nazywał się przyjacielem
wszystkich innych ludzi swojego Króla.
„Nie zapomnij, pod czyją jesteś jurysdykcją.”- zauważył
chłodno czarnowłosy mężczyzna.
Słysząc jego beznamiętne, pozbawione emocji słowa, Yata zmarszczył
groźnie brwi.
„Hej! O czym ty do cholery mówisz?!”
„To nie ma z tobą nic wspólnego. Mam rację?”- mruknął
brązowowłosy bliźniak. Ton, którym się posłużył, ewidentnie wymusił na Annie
skinięcie głową. Yata poczuł, jak żołądek wywraca mu się na drugą stronę.
„Nie strasz dziecka!”
„Przecież nikomu nie grozimy.”
„Tylko potwierdzamy fakt.”
Niebiescy bliźniacy ponownie odezwali się na przemian,
chowając jednocześnie miecze do pochew.
Ich zachowanie zdziwiło kipiącego ze złości Yatę. Bardzo
chciał dać tej dwójce nauczkę, ale nie mógł zmusić się do zaatakowania
przeciwnika, który schował broń.
„… Tchórzycie?”
„H-Hej, może nie powinniśmy ich nie potrzebnie
prowokować. A co jak…”
„Zamknij się.”
Kamamoto próbował powstrzymać Yatę, ale on stał
niewzruszony, świdrując Niebieskich wzrokiem. Nie ważne jak długo o tym myślał,
bliźniacy zdawali mu się podejrzani. Mógł nie wiedzieć dokładnie o co chodzi,
ale był pewien, że owa dwójka była zagrożeniem, o którym mówił im Kusanagi-san.
Czy nie powinni więc w takim razie zlać ich po tyłkach tu i teraz? Niestety,
gdy przypomniał sobie głos Anny, zawahał się przed urzeczywistnieniu swoich
zamiarów.
Niebiescy zmrużyli wąskie oczy, przywdziewając szydercze
uśmiechy.
„Jesteśmy w trakcie wypełniania obowiązków. Jeżeli nam
przeszkodzicie, zostaniecie zabici.”
„Złoty Klan nie jest naszym prawowitym Klanem, ale są
naszymi pracodawcami. Wszystkie pochopne działania mogą jedynie pogorszyć
sytuację twojego Króla.”
Mówiąc to, niebieskie bliźniaki znowu skierowały swoje spojrzenia
na Annę. Chłód ich oczu zdawał się przenosić negatywne emocje na dziewczynkę,
która automatycznie cofnęła się kilka kroków w tył. Mężczyźni obrócili się na pięcie.
Wokół nich wezbrały się błękitne smugi aury, po czym obaj wycofali się,
znikając z miejsca starcia.
Yata gapił się na ich rozmyte postacie w milczeniu. Kiedy
zdecydował się w końcu pobiec w ich stronę, obaj przeciwnicy zniknęli w
towarzystwie błękitnych błysków. „… Wow, Yata-san…! Byłeś niesamowity…!”- powiedział podekscytowany Kamamoto, jak tylko Niebiescy zniknęli im z oczu.- „To znaczy pamiętam, jak ratowałeś mnie w przeszłości wiele razy… I byłem pewien, że pokażesz, na co cię stać w Homurze, Yata-san! Ale teraz jesteś na zupełnie innym poziomie! Z pewnością zasługujesz na pseudonim Yatagarasu!”
W czasie kiedy Kamamoto nie potrafił dobrać odpowiednich
słów, by wyrazić w pełni swój zachwyt, Yata wydawał się pochłonięty czymś
zupełnie innym.
„ Yata-san… zapomniałeś już, jaki wybrałeś sobie
pseudonim…?”
„…Kamamoto.”
„Co się sta…?”
Próbując przełożyć męską dumę nad swoją wrodzoną
dziecinnością, Yata obrócił głowę, patrząc Kamamoto prosto w oczy. Po jego
twarzy spływał zimny pot, a on sam wyglądał, jakby był na skraju płaczu.
“Kamamotooo…!”
„C-co jest?”- chłopak nie krył zaskoczenia, słysząc swoje
imię wypowiedziane tak żałosnym tonem.
„Jesteś pewien, że zrobiliśmy dobrze?”
„Ale co?”
„Nie pogorszyłem sytuacji Mikoto-san, prawda?”
Po głowie Yaty w kółko kołatały się słowa Niebieskich. Pogorszyć sytuację Króla. Dla niego Suoh
był największym wzorem, a możliwość służenia mu rozpierała go dumą Jeśli jednak
jego działania miałaby pozostawić rysy na wizerunku Suoh…
Kamamoto pozostawał przez krótką chwilę oniemiały, ale
otrząsnął się szybko i uśmiechnął pobłażliwie, klepiąc Yatę po plecach.
„Nie martw się! To był tylko głupi bełkot przegranych.”
„J-Jasne! Dokładnie tak, racja?”
„Co ważniejsze…”- powiedział poważnym głosem Kamamoto,
zwracając się do stojącej za jego plecami Anny.
Yata również zwrócił na nią uwagę.
Anna wyglądała tak sztywno i bez wyrazu, że naprawdę
zaczął się o nią martwić. Czy osoba, która przed nim stała, nie była
przypadkiem prawdziwym manekinem?
„Więc kim do diabła byli ci Niebiescy?”- zapytał
dziewczynki, która stała zmrożona w jednym miejscu.- „Znasz tych kolesi?”
Brak odpowiedzi.
„A tak w ogóle, chciałaś uciec z domu, czy co?”
Po raz kolejny bez odpowiedzi.
Zrezygnowany Yata przeniósł wzrok na Kamamoto, prosząc o
pomoc. Niestety, jego towarzysz skrzywił się tylko bezradnie.
„N-no dobra, jestem pewien, że są takie chwile, kiedy
chcesz uciec z domu. To jasne. Wiesz, Pani Kushina jest bardzo miła, ale
jednocześnie jest też nauczycielką. Musisz pogodzić się z tym, że będzie
prawiła ci wykłady, a czasami może i…”
Anna pokręciła nerwowo głową, jakby chciała w desperacji
zaprzeczyć słowom Yaty.
Przynajmniej zdołała potwierdzić, że nie była manekinem,
ale oprócz tego wzbudziła w chłopaku więcej wątpliwości.
„…Więc próbujesz powiedzieć, że Pani Kushina wcale nie
była wkurzająca?”
Dziewczynka skinęła delikatnie.
„Zrobiłaś coś złego w szkole?... Nie, moment, byłaś przez
cały czas w szpitalu i pewnie nie chodzisz do szkoły.”
Anna spuściła powoli głowę, ukrywając przepełnione
poczuciem winy oczy. Zarówno Yata i Kamamoto znaleźli się w punkcie wyjścia.
Nagle drzwi do mieszkania na piętrze otworzyły się gwałtowanie, ukazując bladą ze
zmartwienia twarz Honami. Kobieta zauważyła w końcu nieobecność Anny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz